Nadal w potocznej świadomości karetka pogotowia z literą „S” na burcie postrzegana jest jako „coś” lepszego od tej z literą „P”. Bo jeśli w zespole ambulansu jest lekarz, to przecież – głosi stereotyp – to lepiej dla pacjenta niżby pomocy udzielał mu zespół ratownictwa medycznego bez doktora w składzie. W systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne (PRM) od lat ubywa ZRM S. Nie ma widoków na to, by udało się zahamować ów spadek.
PRM, jak wiadomo, tworzą: szpitalne oddziały ratunkowe, pogotowia ratunkowe i Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. W zasadzie tylko to ostatnie nie boryka się z tzw. problemem kadrowym. Najbardziej widoczny jest on w pogotowiu ratunkowym. W przeciwieństwie do SOR-ów, gdzie mogą pracować praktycznie lekarze wszystkich specjalizacji, w ZRM S już nie bardzo…
Będzie mniej systemowych ambulansów
z lekarzem na pokładzie. Lukę po nich będzie – tak jak to teraz dzieje się – zastępowana zespołami podstawowymi, bo… Lekarzem systemu w PRM musi być (jeszcze, bo to ma zmienić się) specjalista medycyny ratunkowej albo lekarz, który ukończył co najmniej II rok specjalizacji w dziedzinie medycyny ratunkowej.
Specjalistów medycyny ratunkowej w Polsce mamy nieco ponad tysiąc. Stanowczo za mało, by wypełnić kadrową lukę w pogotowiach. Poza tym nie jest powiedziane, że lekarz specjalista medycyny ratunkowej będzie wolał pracować w pogotowiu niż, dajmy na to, w szpitalu. Zresztą w WPR coś o tym wiemy…
Kilka razy trzeba powtarzać anonse w rodzaju „ogłoszenia konkursu ofert wraz z zaproszeniami do składania ofert na udzielanie świadczeń medycznych przez lekarzy systemu w zespołach ratownictwa medycznego”. A i tak w 99 proc. przypadków nikt do nich nie przystępuje.
Obecnie naszym Pogotowiu funkcjonuje
jeszcze 13 specjalistycznych ZRM (plus sześć u współrealizatorów). Nie ulega wątpliwości, że za rok będzie to już nieaktualna statystyka. Problem w tym, że generuje on finansowe kłopoty dla pogotowi ratunkowych, czytaj: kary nakładane przez Ministerstwo Zdrowia.
To znaczy: nakładało, bo wreszcie urzędnicy w resorcie uświadomili sobie przyczyny tego, o czym pisała przypomniała „Rzeczpospolita”: zgodnie z ostatnimi danymi z Systemu Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego w ponad połowie zespołów nie ma lekarza.
Za „coś takiego” resort nakładał kary. Teraz jednak odwiesił bat do końca roku, a najpewniej i na kilka miesięcy. Taka abolicja, albo raczej memorandum, ma „umożliwić placówkom medycznym skuteczne zrekrutowanie medyków do pracy w karetkach i uchronić je przed stratami finansowymi”. W pół roku? Optymiści.
Ciekawe czy w nowym kierownictwie
Ministerstwa Zdrowia również będzie panował w tej materii taki optymizm? Paradoksalnie problem pt. „Brakuje lekarzy do pracy w pogotowiu ratunkowym” rozwiązano czasowo dzięki… pandemii SARS-CoV-2/COVID-19. Wówczas to (szybko zapomina się o tych czasach) przepisem pozwolono na funkcjonowanie ZRM bez lekarza w składzie. Pandemia skończyła się (z prawnego punktu widzenia), a problem wyjęty z zamrażarki covidowej – odtajał.
Bez systemowych rozwiązań znów przyjdzie czas, że kierujący pogotowiami ratunkowymi będą drżeć ze strachu przed karami (i ich skutkami) za to, że jest, jak jest i lepiej nie będzie.
W wspomnianej „Rzeczpospolitej” wypowiedział się w tzw. temacie prof. Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, który to stwierdził:
– W większości przypadków lekarze nie są potrzebni w zespołach ratownictwa. Wystarczają ratownicy. Należy zlikwidować ten wymóg i wprowadzić udział lekarza w zespole jako opcjonalny. W niektórych przypadkach są rzeczywiście potrzebni, np. do transportu pacjenta w krytycznym stanie
Warto byłoby, aby rządowi decydenci wzięli sobie do serca jego opinię. Z czasem, jeśli nadal będzie, jak jest, to lekarz w składzie ZRM będzie tak rzadkim zjawiskiem, jak deszcz na pustyni Atacama!
Pół roku temu mieliśmy 1610 ZRM. W tym 1294 podstawowych oraz 316 specjalistycznych. Z pewnością „esek” jest teraz mniej.