Niecodziennie Śląski Uniwersytet Medyczny przedstawia takich lekarzy. Tylko nieliczni – nie jest to żadna krytyka, gwoli jasności – ze 140 tys. polskich lekarzy mogą doświadczyć, czym jest wojna i jaka jest rola na niej lekarza. Ubiegłoroczny absolwent SUM, ortopeda z Lublińca, Jakub Szczerba przekonał się na własnej skórze, czym jest medycyna pola walki. Opowiadał o tym (8 sierpnia) dziennikarzom w rektoracie SUM. Też słuchaliśmy tej relacji.
Dr Jakub Szczerba był na Ukrainie, jako wysłannik Fundacji „W międzyczasie” dwukrotnie: w czerwcu i lipcu. Na Zaporożu i w okolicach Bachmutu. Nie z dala od frontu, ale w tzw. strefie okopowej.
– To była moja potrzeba, musiałem to zrobić. Nie da się tego inaczej wyjaśnić - taka jest moja konstrukcja wewnętrzna; mimo ryzyka, jakie się z tym wiąże, dobrze czuję się w tego typu zadaniach.
Zespół Fundacji stanowili ratownicy medyczni z doświadczeniem z medycyny pola walki i lekarze. Dr Szczerba, można powiedzieć, po tych kilkudziesięciu dniach pracy – nie trzeba dodawać, że niebezpiecznej – nabył już takiego doświadczenia.
– Praca na pierwszej linii polega na tym, by dotrzeć do rannego – często pod ogniem nieprzyjaciela – udzielić mu pomocy i ewakuować. W czasie ewakuacji udzielana jest pierwsza pomoc; trzeba zabezpieczyć rannego żeby się nie wykrwawił, ustabilizować jego stan i przekazać ekipom, które ewakuują do szpitali polowych. Fizycznie ściągamy rannych chłopaków z okopów i chcemy ich dowieźć bezpiecznie do szpitala.
Rannych przewozi się transporterami opancerzonymi z linii frontu do polowych szpitali. Siły Zbrojne Ukrainy przerabiają szkoły, przedszkola i temu podobne obiekty na szpitale polowe. Są one oddalone od frontu o 20, 30 km. To pierwszy punkt opieki medycznej nad rannymi.Tu czyści się rany, stabilizuje złamania, gdy trzeba – a nie jest to rzadkość – amputuje się kończyny. Normalne. Wojna. Potem – jeśli zachodzi taka konieczność – rannych kieruje się do dalszego leczenia. Jeszcze dalej, dalej od frontu. Jak ukraińscy medycy nie mogą sobie poradzić, to rannych transportuje się na leczenie do Polski i innych państw unijnych wspierających Ukrainę.
– Przeżywalność, nawet ciężko rannych żołnierzy, jest wysoka m.in. dzięki temu, że wdrożony jest cały system ewakuacji medycznej i pomocy blisko linii frontu oraz bezpośrednio w szpitalach polowych. Jeżeli pacjent dotrze do medyka bojowego, zostanie odpowiednio zaopatrzony i nie wykrwawi się, jego szanse rosną. Koncentrujemy się na tym, by ranny trafił żywy do szpitala.
Czego nauczył się młody lekarz tam, na ukraińskim froncie? Tego, czego nie da się nauczyć w żadnym polskim szpitalu, ani nawet na SOR-e. Do nich nie trafiają ludzie, którzy wjechali na miny, ani tacy, którym trzeba wyjmować z ciała czasem dziesiątki odłamków.
GALERIA