Polska gospodarka plasuje się na 21. miejscu w świecie (na 199 państw ujętych w klasyfikacji), przybywa obywateli, których stać na egzotyczne wyjazdy. Nie tylko do Egiptu czy Tajlandii, ale także do mniej „kurortowych” państw, zazwyczaj tzw. ciepłych krajów – czytaj: tropikalnych. Można z tych wyjazdów przywieźć nie tylko niezapomniane wrażenia. O tym w rozmowie z dr. Pawłem Grzesiowskim, głównym inspektorem sanitarnym.
Przyspieszenie i poprawa diagnostyki w szpitalach, rozwój technik molekularnych - to wszystko powoduje, że zaczynamy mówić o chorobach tropikalnych w sposób oswojony i przestajemy traktować je jako coś niezwykłego. I dobrze, bo dzięki temu możemy lepiej przygotować się do podróży, a dzięki szczepionkom ustrzec się chorób o bardzo poważnych konsekwencjach dla zdrowia, a nawet życia - uważa dr Grzesiowski.
– Czy w Polsce mamy problem z chorobami zakaźnymi przywożonymi z egzotycznych wypraw?
– Z punktu widzenia Inspekcji Sanitarnej choroby importowane do Polski z różnych stref klimatycznych to realne zagrożenie. O tyle ważne, że zaimportowanie jakiegoś patogenu może stanowić zagrożenie dla otoczenia. Corocznie mamy takie przypadki, dlatego musimy doskonalić zarówno diagnostykę, jak i terapię w tym zakresie. Problemy związane ze zdrowiem w podróży i wyjeżdżaniem ludzi poza naszą strefę klimatyczną są bardzo rozmaite i dotyczą nie tylko chorób zakaźnych.
Na przykład: malaria, która nie przenosi się między ludźmi – nie spowoduje epidemii, natomiast przez opóźnioną diagnostykę i brak świadomości pacjenci często trafiają do szpitala w bardzo zaawansowanym stanie, czasami nawet nie udaje się ich uratować, bo na leczenie już jest za późno.
– Konieczna jest szeroko zakrojona edukacja?
– I to zarówno w społeczeństwie, jak i wśród lekarzy różnych specjalności, bo ważne jest nie tylko przygotowanie i profilaktyka dla turysty, który jedzie w nowe i egzotyczne rejony. Ważne jest też to, co dzieje się po powrocie, czyli wczesne i skuteczne rozpoznawanie chorób, które można nabyć w czasie takiej podróży. A potem ich leczenie już tu, u nas. Wiele osób myśli o medycynie podróży głównie przez pryzmat szczepień, repelentów i tego typu interwencji, a to nie wszystko – liczy się kompleksowe podejście.
– Jak zdecydować, na co powinniśmy się zaszczepić, planując egzotyczne wakacje?
– Zaczynamy od oceny ryzyka, patrzymy kto wyjeżdża. Czy to jest dziecko, czy dorosły, czy to jest chory, czy zdrowy człowiek. Ważne jest, dokąd jedzie i co będzie tam robił – inaczej zabezpieczamy kogoś, kto planuje leżeć na leżaku na plaży, a inaczej, gdy ktoś wybiera się na trekking do dżungli. I dopiero wtedy dostosowujemy do niego program profilaktyczny i proponujemy odpowiednie zabezpieczenie. Ten pierwszy dostanie podstawowy zestaw szczepień, czyli przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu A i interesuje nas, czy ma wykonane szczepienia przypominające przeciwko błonicy i tężcowi. Ale ten drugi, który wybiera się w dzikie tereny, musi pomyśleć o zaszczepieniu się przeciwko japońskiemu zapaleniu mózgu, wściekliźnie, być może o durze brzusznym. Bo to są choroby, które tam mogą się pojawić. Szczepienia dla podróżnych stanowią obecnie główny mechanizm zabezpieczenia przed durem brzusznym, żółtaczką pokarmową, żółtą febrą, chorobami przenoszonymi przez komary.
Ważne jest też to, co dzieje się potem. Zadaniem lekarza jest uświadomić pacjenta, że jeśli po powrocie z zagranicy pojawią się jakieś niepokojące objawy, szczególnie gorączka, powinien koniecznie zgłosić się do specjalisty.
– O szczepieniach często myślimy, wybierając się w egzotyczne miejsca. A co gdy jedziemy w podróż do Europy?
– Warto powiedzieć też o tym, że medycyna podróży zmienia swój obraz nie tylko ze względu na to, że Polacy wędrują w inne, często bardzo egzotyczne obszary, ale również do Polski, i do innych europejskich krajów, przyjeżdża mnóstwo ludzi spoza naszej strefy klimatycznej. I oni także przywożą choroby, którymi nas zarażają. Ruch turystyczny zaczął się intensyfikować także w drugą stronę. A jeśli w Hiszpanii czy we Włoszech – do których Polacy lubią jeździć – pojawiają się przybysze z egzotycznych rejonów, zagrożenie niewystępującymi dotychczas u nas chorobami potencjalnie rośnie.
Jeśli lubimy podróżować, jeśli mamy takie plany, warto wybrać się do lekarza medycyny podróży, bo tam rozmawiamy o szeroko pojętej profilaktyce. A trzeba też wspomnieć o zagrożeniu, które niekoniecznie jest zależne od człowieka, a mianowicie o chorobach wektorowych, czyli takich, w których patogeny lub organizmy chorobotwórcze są przenoszone przez pchły, kleszcze i komary, jak chociażby dilofilarioza, malaria Chikungunya, Zika, wirus Zachodniego Nilu, gdzie w ogóle nie musimy mieć żywego chorego, wystarczy komar, który przeniesienie chorobę ze zwierzęcia na człowieka i może dojść do zakażenia, nawet bez opuszczania terenu Polski, co miało już zresztą miejsce. A ponieważ choroby wektorowe stają się coraz powszechniejsze, warto wiedzieć, w jaki sposób można ograniczyć związane z nimi ryzyko.
– To choroby, które były już wcześniej…
– Teraz mówi się o nich więcej, bo zaczynamy lepiej diagnozować. Mamy coraz lepszą diagnostykę wirusologiczną, dużo więcej wiemy o zapaleniach mózgu i wielu innych objawach, a dzięki temu łatwiej skojarzyć pewne rzeczy i szybciej zdiagnozować. Kiedyś mówiło się po prostu: nieznana przyczyna zapalenia mózgu i koniec. Temat zamknięty. Dziś, gdy dostajemy informacje o arbowirusie przenoszonym przez stawonogi, głównie komary i kleszcze, czy innym wirusie w płynie mózgowo-rdzeniowym, to zaczynamy szukać źródła zakażenia, zastanawiamy się, skąd ono mogło się wziąć.
Poprawa diagnostyki w szpitalach, rozwój technik molekularnych, przyspieszenie diagnostyki - to wszystko powoduje, że zaczynamy mówić o chorobach tropikalnych w sposób oswojony i przestajemy traktować je jako coś zupełnie niezwykłego. Bo jeżeli mamy w Polsce rocznie 50-60 przypadków malarii, to trzeba sobie zdać sprawę, że na pewno jest też grupa pacjentów niediagnozowana.
– Czy w związku z tym są jakieś plany rozszerzenia kalendarza szczepień?
– Kalendarz szczepień, jeżeli chodzi o wyjazdy, jest właściwie elastyczny, ponieważ są to szczepienia zalecane i ingerencja systemowa nie jest tu potrzebna. To tylko kwestia nowych rejestracji i rekomendacji.
Czymś innym natomiast byłoby takie podejście systemowe, że jeżeli ktoś wykupuje egzotyczną wycieczkę, to w pakiecie ubezpieczeniowym ma na przykład zniżkę na szczepienia. W tej chwili nie ma czego takiego, pacjenci ponoszą pełny koszt szczepień i często są one dużo droższe, niż sama wycieczka.
– I to zniechęca…
– Owszem, chociaż trzeba powiedzieć, że niektóre szczepionki – jak chociażby przeciwko żółtej febrze – przyjmuje się raz w życiu i mamy już zabezpieczenie na wszystkie wyjazdy, więc jest to wydatek jednorazowy. I jest to inwestycja na całe życie.
Ale rzeczywiście jest w tym zakresie spora luka, bo ludzie wykupują ubezpieczenie na okoliczność podróży, ale często nie obejmuje ono świadczeń zdrowotnych i profilaktycznych i to jest moim zdaniem temat do zagospodarowania.
(PAP Zdrowie)