Minister zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała (w Polsacie), że każda kobieta oczekująca na poród będzie mogła – po zmianach w systemie (w 2025 r.) – dostać się karetką pogotowia ratunkowego do szpitala, jeśli do niego, od jej miejsca zamieszkania, jest „kilkadziesiąt kilometrów”. Dotychczas zdarzało się, że ratownicy przyjmowali porody w ambulansach. Po zmianach może zdarzać się to częściej.
Skąd ten pomysł? Życie go wykreowało. Dziś część oddziałów położniczych, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, jest zamykana, bo albo brakuje personelu, albo zbyt mało przyjmuje się w nich porodów, albo jedno i drugie. To z kolei oznacza, że wydłuża się droga do szpitali dla kobiet bliskich porodu.
Do PRM zostaną dodane nowe karetki
Pani minister uważa (i słusznie), że taki transport zapewni odpowiednią opiekę oraz umożliwi dostęp do oddziałów położniczych, odległych nawet o kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania pacjentek. Izabela Leszczyna uważa, że liczba karetek jest wystarczająca, aby zorganizować tego rodzaju transport medyczny. Minister zadeklarowała, że do systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego dodane zostaną nowe karetki.
Problem w tym, że karetki wtedy są ambulansami, gdy mają zapewnioną obsadę co najmniej podstawowego zespołu ratownictwa medycznego. Wątpliwościami co do koncepcji minister zdrowia podzielił się (listownie, z zastrzeżeniem zachowania anonimowości) z „Menadżerem Zdrowia” ratownik z kilkunastoletnim stażem:
– Pani minister w swojej wypowiedzi mówiła o karetkach pogotowia ratunkowego. W zarządzanym przez panią Leszczynę systemie opieki zdrowotnej de lege nie istnieje coś takiego jak „pogotowie ratunkowe” – istnieje natomiast system Państwowego Ratownictwa Medycznego oraz zespoły ratownictwa medycznego. Biorąc jednak pod uwagę, że zespoły ratownictwa medycznego bywają potocznie określane mianem „pogotowia ratunkowego”, należy uznać, że pani minister miała na myśli nie transport medyczny lub transport sanitarny, lecz właśnie jednostki systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. To z kolei implikuje bardzo poważne konsekwencje…
Trzeba będzie znowelizować ustawę o PRM?
O co chodzi? A oto – ujmując w skrócie, że pogotowie jest – stwierdzając lakonicznie – od ratowania życia, a określając to językiem ustawy: od udzielenia pomocy każdej osobie znajdującej się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. Takim stanem zasadniczo nie jest ciąża ani stan przedporodowy, acz bywa, że może takim stać się. Zatem przewożenie ciężarnych do oddziałów położniczych tylko dlatego, że mają do nich daleko, równie… daleko wykracza poza zakres kompetencji PRM.
Jaki mogą być „uboczne” skutki wdrożenia w życie koncepcji pani minister? Na to pytanie odpowie, bez wahania, każdy ratownik medyczny. A może zdarzyć się tak, że pacjent w stanie zagrożenia życia będzie musiał wyczekiwać na pomoc medyczną, bo zespół medyczny w tym czasie będzie transportował ciężarną do szpitala, kilkadziesiąt kilometrów.
Rozwiązanie nie powinno być zbytnim obciążeniem dla PRM
To w dużym skrócie tyle o spostrzeżenia ratownika medycznego. A co o nich sądzą w resorcie? „Menadżer Zdrowia” zapytał o to panią minister.
„W odpowiedzi usłyszeliśmy, że PRM „obsłuży” kobiety w ciąży – dowiezie je na oddalone od ich miejsca zamieszkania oddziały porodowe. Minister zdrowia zaznaczyła, że takie rozwiązanie nie powinno być zbytnim obciążeniem dla systemu, ponieważ zwykle kobieta zna termin porodu i jest prowadzona przez konkretnego lekarza, z którym często umawia się na przyjęcie do szpitala”. I tu cytat z odpowiedzi udzielonej przez Izabelę Leszczynę:
– W takiej sytuacji kobieta jest dowożona do szpitala przez bliską osobę albo nawet jedzie tam sama. Zwykle jest to oddział oddalony o kilkadziesiąt kilometrów, co nie stanowi problemu. Jednak w sytuacji, kiedy cokolwiek się dzieje, na przykład odchodzą wody porodowe i ciężarna jest w stresie, do szpitala zawiezie ją natychmiast karetka...
Niech dyrektorzy jednostek PRM oceniają koncepcję Ministerstwa Zdrowia. Trzeba jednak stwierdzić, że z ekonomicznego punktu widzenia minister zdrowia ma rację: przewożenie pacjentek ambulansami do rentownych szpitali kalkuluje się taniej od utrzymywania nierentownych oddziałów położniczych. Z drugiej strony, jak to ktoś powiedział: „pieniądze to nie wszystko”. Chyba jednak nie dotyczy to ciągle reformowanego, od początku istnienia III RP, systemu ochrony zdrowia...