Zapraszamy na bezpłatne szkolenie dla naszych pracowników z tematyki zagrożeń CBRNE (Chemical, Biological, Radiological, Nuclear and Explosives) oraz HAZMAT (Hazardous Materials).
Celem szkolenia jest przygotowanie słuchaczy do wykonywania czynności ratowniczych w sytuacji zagrożenia czynnikami o charakterze chemicznym, biologicznym, radiologicznym, nuklearnym oraz wybuchowym, użytych w celach terrorystycznych, jak i emisji podczas wypadków i katastrof.
Zajęcia będą prowadzone przez ratownika medycznego/strażaka zajmującego się tematyką zagrożeń CBRNE/HAZMAT w aspekcie ratownictwa medycznego.
Szkolenie ma za zadanie zaznajomić personel medyczny z tematyką CBRN(E) czyli zagrożeniami chemicznymi, biologicznymi, radiacyjnymi, nuklearnymi i wybuchowymi.
Na szkoleniu będą omawiane takie zagadnienia jak:
• charakterystyka czynników chemicznych, biologicznych, radiacyjnych, nuklearnych i wybuchowych;
• taktyka działań ratowniczych podczas zdarzeń CBRNE/HAZMAT w strefie niebezpiecznej, strefie
względnie bezpiecznej oraz w strefie ewakuacji;
• techniki identyfikacji czynnika niebezpiecznego oraz technika dokonywania pomiarów za pomocą
detektora tlenku węgla;
• środki ochrony indywidualnej;
• dekontaminacja osób poszkodowanych oraz ratowników;
• postępowanie ratownicze w stanach nagłych spowodowanych zagrożeniami CBRN(E)/HAZMAT.
W programie zajęć także:
• ćwiczenie ubierania i rozbierania się ze środków ochrony indywidualnej,
• ćwiczenia dotyczące udzielania pomocy osobie poszkodowanej podczas zdarzenia CBRNE/HAZMAT,
(uczestnicy podczas ćwiczeń będą zabezpieczeni w środki ochrony indywidualnej).
Szkolenie kierowane jest do lekarzy systemu, ratowników medycznych, pielęgniarek systemu pracujących w WPR Katowice.
Ratownikom medycznym za udział w zajęciach przysługuje 5 pkt. edukacyjnych na podstawie rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie doskonalenia zawodowego ratowników medycznych z 13 grudnia 2019 r. (poz. 2464). Po szkoleniu będą wystawiane zaświadczenia potwierdzające udział w szkoleniu organizowanym przez pracodawcę.
Uwaga: Liczba miejsc jest ograniczona!
A oto podstawowe dane polecanych zajęć:
• termin: 20 listopada 2021 rok
• godziny zajęć: 8:30 - 12:30,
• zgłoszenia: wypełnienie formularza zgłoszeniowego,
• punkty edukacyjne dla ratowników medycznych: 5 punkty,
• maksymalna liczba osób uczestniczących w zajęciach: 15 osób
Miejsce kursu: Ośrodek Szkolenia Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, Katowice ul. Tysiąclecia 88A.
Więcej informacji udziela: Ośrodek Szkolenia, ul. Powstańców 52, 40-024 Katowice, telefon: 32 609 31 57, mail: osrodekszkolenia@wpr.pl. Biuro jest czynne w godzinach 7:00-15:00.
Fot.:TWITTER
To co miało ratować publiczny system ochrony zdrowia, tj. pacjentów i personel medyczny, przed rozszerzeniem się epidemii, stało się jego zmorą. Chodzi… Tak, oczywiście. Chodzi między innymi o teleporady tak chętnie udzielane przez lekarzy rodzinnych i POZ. Widać to w tzw. zgłoszeniach do Rzecznika Praw Pacjenta. Czyli skargach. Ludzie najczęściej skarżą się na funkcjonowanie POZ, w tym trudności w dostępie do teleporad, a i na same teleporady również.
– Zmiana formuły pracy podstawowej opieki zdrowotnej podczas kolejnych fal pandemii była uzasadniona i miała na celu ochronę zarówno pacjentów, jak i personelu medycznego. Teraz, kiedy mamy zdecydowanie mniej zakażeń, ograniczenie dostępności lekarzy pierwszego kontaktu może skutkować pogorszeniem stanu zdrowia wielu pacjentów. Rozporządzenie w tym zakresie ukazało się już kilka miesięcy temu, natomiast do Biura RPP wciąż wpływa wiele skarg związanych z funkcjonowaniem podstawowej opieki zdrowotnej – tłumaczył (23 czerwca) Bartłomiej Chmielowiec, RPP.
Od 1 stycznia do 15 czerwca 2021 r. do RPP wpłynęło ponad 71 tys. zgłoszeń (skarg), z czego ponad 20 tys. dotyczyło POZ.
Pacjenci najczęściej skarżyli się na brak możliwości rejestracji czy problemy z umówieniem wizyty. Dla porównania: w 2020 r. 20 proc. wszczętych postępowań w sprawach praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów dotyczyło POZ, a w 2021 r – już 70 proc.
W 2019 r. zgłoszenia (czytaj: skargi) na POZ były na 3. miejscu co do liczby. A w 2020 r. było ich najwięcej – 31 958. Skarg na świadczenia w ambulatoryjnej opieki specjalistycznej było 27 tys., a w leczeniu szpitalnym – ponad 20 tys.
Biuro RPP szacuje, że w tym roku pacjenci nadal najwięcej zastrzeżeń będą mieli do funkcjonowania POZ.
Skargi pacjenci najczęściej zgłaszają pisemnie i za pośrednictwem Telefonicznej Informacji Pacjenta (czynnej w dni robocze, od 8:00 do18:00). Mogą też wysyłać skargi pocztą tradycyjną lub elektroniczną (kancelaria@rpp.gov.pl) a także kontaktować się poprzez czat (www.gov.pl/rpp) lub umówić się na osobiste spotkanie z pracownikiem w siedzibie biura. Używamy określenia „skarga”, ale w nomenklaturze RPP określa się je najczęściej jako „zgłoszenia”. Zatem najwięcej zgłoszeń do RPP skierowano via telefon. 27 proc. skarg pisemnych i tak dotyczyło POZ-ów.
– Z jednej strony widzieliśmy poświęcenie wielu medyków, którym należą się ogromne podziękowania za wytężoną pracę. Z drugiej – niepokojące jest, że część placówek medycznych, które zamknęły się podczas pierwszej fali pandemii, nie wróciła do tzw. normalności. Teleporady są doskonałą formą konsultacji, ale są formą uzupełniającą, nie mogą zastąpić osobistych wizyt u lekarza – podkreśla RPP.
Gdy nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówek ochrony zdrowia mogą dotknąć szerszej grupy pacjentów, RPP wszczyna postępowania w sprawie stosowania praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów. Takie postępowania podejmowane są np. jeśli przychodnia nie umożliwia telefonicznej rejestracji na wizytę, do czego jest zobowiązana przepisami prawa.
Postępowania tzw. zbiorowe to najdalej idące narzędzie RPP. Gdy okaże się, że skargi były słuszne, rzecznik wydał zalecenia dostosowania się placówki do takich a takich wymagań, a ta ich nie wdrożyła, to RPP może na nią nałożyć karę. Do 500 tys. zł.
To uprawnienie analogiczne do prowadzonych przez prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów postępowań w sprawach praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów.
W 2020 r. wszczęto 138 postępowań zbiorowych (ok. 20 proc. dotyczyło POZ). W tym roku wszczęto już 104 postępowania (ok. 70 proc. przypadków dotyczyło POZ).
W takim tempie ubiegłoroczny „rekord” zostanie z pewnością znacznie pobity. Zweryfikowane naruszenia dotyczyły m.in. braku możliwości umówienia wizyt osobistych, ograniczonego kontaktu telefonicznego z przychodniami, braku rejestracji elektronicznej lub osobistej oraz braku realizacji standardu teleporady w POZ.
W ocenie RPP placówki POZ miały – od początku pandemii – ponad rok, by dostosować się do pracy w warunkach zagrożenia epidemicznego i był to wystarczający okres, by wprowadzić odpowiednie zmiany i świadczyć opiekę medyczną zgodnie z nowymi przepisami.
Biuro RPP we współpracy z Narodowym Funduszem Zdrowia prowadzi też proces weryfikacji dostępności do świadczeń zdrowotnych w POZ, analizując poszczególne gminy w Polsce. Od września 2020 r., zweryfikowano działalność prawie 1100 przychodni POZ, z czego w 293 sprawach wystąpiły nieprawidłowości i uchybienia.
Fot.:NFZ
W środowym wydaniu (23 czerwca) najlepiej sprzedającego się w Polsce dziennika, w „Fakcie”, opublikowano długą, ale ciekawą rozmowę z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim. O aferze mailowej też jest, ale przede wszystkim rozmowa toczy się wokół medycyny.
Panie ministrze, czy kiedy zostanie odwołany stan epidemii? - pyta „Fakt”, a minister w odpowiedzi przypomina, że nie mamy sytuacji zerojedynkowej.
– Nie możemy powiedzieć, że skoro teraz zakażeń jest stosunkowo niewiele, to koniec walki z pandemią. Według mojej oceny są dwa potencjalne źródła przyspieszenia liczby zakażeń - wskazuje „Faktowi” jego rozmówca. - Jedno to wzrost mobilności. Tutaj jednak prawdopodobieństwo oceniamy stosunkowo nisko, bo patrzymy na to co się dzieje w reakcji na luzowanie obostrzeń i nie widzimy żadnego przyspieszenia liczby zakażeń. Ale musimy mieć (oczy - przyp. wpr.pl) z tyłu głowy, że ponad 10 milionów Polaków wciąż nie jest zaszczepionych lub są nieodporni, bo nie przechorowali COVID-19. Oznacza to, że wirus ma pewną przestrzeń do rozchodzenia się w naszym społeczeństwie… – podkreśla dr (nauk ekonomicznych) Niedzielski. – Teraz koncentrujemy się na alertowych mutacjach uznanych przez WHO za niebezpieczne lub tych, które dopiero mogą się pojawić, bo wirus cały czas mutuje. Dlatego dużo inwestujemy w laboratoria rozpoznające mutacje.
Czy w związku z tym, że wykryto u nas już prawie 100 przypadków zarażenia się wariantem Delta (zwanym jeszcze w maju indyjskim), sytuacja może zmienić się, na gorszą?
Czy końcówka wakacji, kiedy Polacy zaczną wracać z urlopów, nie będzie wiązać się z powrotem do obostrzeń?
– Tych przesłanek, które mówią o ryzyku wzrostu zakażeń we wrześniu czy październiku z powodu większej mobilności nie widzimy. Co innego, jeśli pojawi się lub zacznie eskalować jedna z obecnych mutacji lub nowa mutacja, która może się dopiero pojawić. W takim przypadku faktycznie prawdopodobieństwo wprowadzenia restrykcji rośnie – nie ukrywa minister Niedzielski.
Szef resortu przepytany był na okoliczność kolejnej fali epidemii i przygotowań do jej odparcia. Bo, że taka nie nadejdzie, to jest – w opinii większości znawców tematu – jest mało prawdopodobne.
Minister Niedzielski ogłasza na łamach „Faktu” (i w internecie, na stronie dziennika), „jesteśmy przygotowani, choć kilka rzeczy jeszcze dopracowujemy”. Wkrótce ruszą szkolenia dla personelu medycznego „w zakresie obsługi sprzętu anestezjologicznego, czyli choćby respiratorów”. –Pozostała infrastruktura jest w pełni przetestowana. W każdej chwili jesteśmy w stanie odtworzyć bazę, która towarzyszyła nam w trzeciej fali…
Czytaj całą rozmowę: Minister zdrowia ostrzega przed wirusem Delta: mogą wrócić obostrzenia! Co nas czeka pod koniec wakacji?
Fot.:pixabay.com
Wybuch pandemii SARS-CoV-2/COVID-19 spowodował nie tylko przyspieszenie wdrożeń technologii medycznych, takich jak szczepionki mRNA, lecz także pobudził kreatywność naukowców – twierdzą eksperci Centrum Zaawansowanych Materiałów i Technologii CEZAMAT Politechniki Warszawskiej.
Duża część projektów realizowanych w CEZAMAT związana była w tym czasie m.in. z rozwiązaniami zapobiegającymi zakażeniom, takimi jak antyseptyczne włókna z jonami srebra i miedzi. Uczelnia planuje już kolejne projekty i liczy na ich finansowanie z nowej perspektywy unijnej.
– W postpandemicznej rzeczywistości innowacyjność zaczyna zyskiwać jeszcze większe znaczenie. Polskie firmy świetnie sobie radzą. Te, z którymi współpracujemy, pracują nad bardzo ciekawymi rozwiązaniami w bardzo różnych obszarach, począwszy od elektroniki użytkowej, a skończywszy na technologiach medycznych i diagnostycznych. Nowa perspektywa finansowa Unii Europejskiej jest bardzo dobrą okazją do tego, żeby prace nad tego typu rozwiązaniami sfinansować – wyjaśnia Mariusz Wielec, dyrektor Centrum Zaawansowanych Materiałów i Technologii CEZAMAT Politechniki Warszawskiej.
Naukowcy pracują nad kompozycjami metaliczno-polimerowymi, mającymi posłużyć do produkcji włóknin przeciwdrobnoustrojowych. W praktyce rozwiązanie połączy m.in. właściwości antyseptyczne jonów srebra i miedzi i pozwoli opracować na przykład udoskonalone maseczki chirurgiczne czy pościele dla pacjentów, które pozwolą zrezygnować z antybiotykoterapii w okresie okołooperacyjnym.
Włóknina ta miałaby chronić również przed wirusem SARS-CoV-2.
Naukowcy pracują już nad kolejnymi rozwiązaniami dla medycyny. To chociażby superszybkie, kompaktowe urządzenia do wykonywania badań krwi. Miałyby się one pojawić w gabinetach lekarskich i skrócić czas oczekiwania na wynik morfologii z kilku godzin do kilkunastu minut.
– Musimy nauczyć się żyć w rzeczywistości, która nie jest do końca przewidywalna. Kiedy Fukuyama pisał o końcu historii, wydawało się, że nasza rzeczywistość będzie lekka, łatwa i przyjemna. Okazuje się, że ona taka nie jest. Natomiast my jako Politechnika Warszawska uważamy, że jest to raczej dla nas szansa czy wyzwanie, a nie problem. Pojawia się bardzo wiele nowych możliwości realizacji różnych działań, które będą się kończyły produktami czy usługami dla zwykłych ludzi – wskazuje Mariusz Wielec.
Jako sztandarowy przykład wpływu pandemii na aktywność wdrożeniową świata nauki ekspert podaje szczepionki.
– Te innowacje, zwłaszcza szczepionki oparte na metodzie mRNA, pokazały, że środowisko naukowe jest przygotowane do tego, żeby w bardzo szybki sposób reagować na tego typu zagrożenia. Rzeczywistość pokazała, że naukowcy są bardzo przydatni społeczeństwu tu i teraz, bo szczepionki powstały bardzo szybko, biorąc pod uwagę perspektywę poprzednich tego typu rozwiązań. Ta pandemia, która nas spotkała, na pewno nie jest pandemią ostatnią i tego typu wydarzenia niestety będą nas spotykać – przewiduje dyrektor Centrum Zaawansowanych Materiałów i Technologii CEZAMAT Politechniki Warszawskiej.
O potencjale innowacyjności w najbliższych latach może świadczyć spodziewany popyt na zarządzanie ich komercjalizacją. Według IndustryARC światowy rynek zarządzania innowacjami osiągnie wartość niemal 2 mld USD do 2025 r. Średnioroczne tempo wzrostu utrzyma się na poziomie prawie 25 proc.
Fot.:WPR
„Wyniki badań: Szczepionka Pfizer w 96% zapobiega hospitalizacji z powodu wariantu Delta () SARS-CoV-2; a AstraZeneca w 92%. Analiza objęła 14 019 przypadków wariantu Delta. Szczepionki są najważniejszym narzędziem, jakie mamy w walce z #COVID-19” – podał we wtorek (22 czerwca) na Twitterze Grzegorz Cessak, prezes URLP.
Nieco wcześniej rzecznik Ministerstwa Zdrowia poinformował, że dotychczas w Polsce wykryto 90 przypadków zakażenia się tym wariantem (zwanym wcześniej indyjskim) SARS-CoV-2. W związku z tym, że on wywołuje nowe zakażenia w Wielkiej Brytanii, to rząd polski nie wyklucza wprowadzenia „nieco większych obostrzeń” dla osób przylatujących z Wielkiej Brytanii.
Wariant Delta (w naukowej nomenklaturze - wariant B.1.617.2) został po raz pierwszy zidentyfikowany w Indiach w październiku 2020 r. i oznaczony jako wariant wzbudzający obawy Światowej Organizacji Zdrowia ze względu na jego zwiększoną agresywność.
Od niedawna w pozanaukowej narracji używa się, według zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, greckich liter na oznaczanie wariantów SARS-CoV-2. Ma to ułatwić m.in. zapamiętywanie nazw wirusów. Na razie cztery pierwsze zajęte są na oznaczenie najgroźniejszych odmian. Brytyjski wariant należy określać jako ALFA (α), południowoafrykański – jako BETA (β), brazylijski wariant – jako GAMMA (γ) i indyjski jako DELTA (δ). Grecki alfabet ma 24 litery, ale już zmutowany Delta występuje jako Delta+.
W Polsce wykonano dotąd blisko 26,7 mln szczepień przeciw COVID-19. W pełni zaszczepionych jest ponad 11,3 mln osób – podano we wtorek w rządowym serwisie gov.pl.
Fot.:pixabay.com
Epidemia SARS-CoV-2/COVID-19 skutkuje także wzrostem zaburzeń psychicznych. I nie jest to skutek uboczny zarażenia się i zapadnięcia na „covida”, ale całej sytuacji od kilkunastu miesięcy towarzyszący zwalczaniu plagi: lockdownów, zdalnej pracy, zdalnej nauki, ograniczenia kontaktów międzyludzkich itp. Te czynniki są szczególnie niebezpieczne dla psychiki dzieci i młodzieży.
– Epidemia w pierwszej fazie, pierwszej fali, była dla wszystkich wielką niewiadomą. Gdy młodzież zamiast w szkolnych ławkach zaczęła siedzieć w domach przed komputerami, to nawet z tego była zadowolona. Co najmniej połowa uczniów taką zmianę przyjęła z zadowoleniem. W tym czasie nasz oddział był zajęty w połowie. Następne fale epidemii pokazały, że rodzice nie radzą sobie w sytuacji, gdy w jednym mieszkaniu dorośli pracują zadanie a dzieci uczą się przez komunikator. Teraz na oddziale mamy wszystkie łóżka zajęte – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Małgorzata Janas-Kozik, kierownik Oddziału Klinicznego Psychiatrii i Psychoterapii Wieku Rozwojowego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu.
Sosnowiecki oddział jest największym ze wszystkich 34 istniejących w Polsce oddziałów psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży: ma 64 łóżka. Funkcjonuje tu także oddział pomocy dziennej i poradnia zdrowia psychicznego.
Prof. Janas-Kozik wyjaśnia, że w pierwsza fala pandemii wpłynęła na połowę chorych w sposób terapeutyczny, odstresowujący. Co innego było w kolejnych etapach epidemii. U wielu uczniów, u których zdiagnozowane były wcześniej zaburzenia psychiczne, izolacja tylko je pogłębiła. Było, że leczeni wcześniej (50 proc. chorych nie wymaga podawania leków, równie skuteczna jest pomoc terapeutyczna) przerywali proces z obawy przed zarażeniem się, choć większość oddziałów, na czele z największym, były dostępne dla pacjentów.
– Powrót do szkoły, tak uważam, był wielkim stresem dla dzieci i młodzieży. W tym czasie przebyło nam pacjentów, szczególnie z zaburzeniami adaptacyjnymi, zauważalny jest wzrost cyberprzemocy wśród nieletnich. Przed epidemia najczęściej rodzina spotykała się, gdy dorośli wrócili z pracy, a dzieci ze szkoły. Na wspólny czas zostawał parę godzin. W epidemii to zmieniło się. 70 proc. rodziny spędzało z sobą aż 90 proc. czasu. Mama w pracy zdalnej, tata też i dzieci również – wylicza prof. Janas-Kozik.
To, że dojdzie do kolejnej fali epidemii to jest wielce prawdpodobne. Nie wiadomo, czy znów nie nastąpi powrót do zdalnej pracy i nauki. Warto być przygotowanym na taką ewentualność. W kwietniu 2020 r. Polskie Towarzystwo Psychiatryczne instrukcję „Jak poradzić sobie w dobie COVID-19? Wskazówki dla rodziców, opiekunów, dzieci, adolescentów i profesjonalistów”.
Fot.:Pixabay
Nie tylko powikłania po przejściu samego COVID-19, lecz również wiele innych poważnych problemów zdrowotnych - będących „skutkami ubocznymi” pandemii - zostanie z nami na dłużej. Nawet na wiele lat. W jakich konkretnie obszarach zdrowie Polaków najbardziej ucierpiało z powodu pandemii?
- Choroby zakaźne, nawet te doprowadzające do pandemii, mają tę wspólną cechę, że przemijają. Szacuje się, że w XX wieku grypa zabiła ponad 100 milionów osób, z czego około 60 milionów w swoich postaciach epidemicznych czy pandemicznych (od „Hiszpanki” do „Świńskiej grypy). Natomiast obecnie, każdego roku, na świecie umiera przedwcześnie ponad 70 milionów osób z powodu nieinfekcyjnych chorób przewlekłych (ang. NCD, non-communicable diseases). I ta epidemia zostanie z nami także po COVID – zaznacza prof. Andrzej M. Fal, kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie, a także prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego.
Dla porównania dodajmy, że z powodu COVID-19 do tej pory zmarło na całym świecie łącznie ponad 3,8 mln osób, a w Polsce blisko 75 tys. Tak wynika z oficjalnych statystyk, które jednak, z różnych powodów, z pewnością są mniej lub bardziej niedoszacowane. Niestety, eksperci oceniają, że całkowita liczba przedwczesnych zgonów - związanych w sposób bezpośredni lub pośredni z tą pandemią - będzie ostatecznie znacznie wyższa, niż wskazują oficjalne statystyki „covidowe”.
- W czasie pandemii zmniejszona była (nawet do 70 proc.) dostępność świadczeń medycznych, praktycznie na całym świecie. Skutek? Pogorszenie stanu zdrowia przewlekle chorych. Odpracowanie tego stanu oznacza zwiększenie obciążenia opieki zdrowotnej przez kilka następnych lat. Przede wszystkim dotyczyło to będzie chorób płuc, kardiologii i onkologii. To jest pierwsza składowa długu zdrowotnego, jaki zostawia po sobie pandemia – mówi prof. Andrzej M. Fal.
Lekarze z całej Polski alarmują
Ostatnio coraz częściej zgłaszają się do nich pacjenci z bardzo zaawansowanymi, niezdiagnozowanymi wcześniej chorobami, np. nienadającymi się już do leczenia operacyjnego zaawansowanymi nowotworami. Nie brak też pacjentów, którzy w czasie pandemii zaniedbali monitorowanie i leczenie swoich rozpoznanych już wcześniej różnego rodzaju chorób. Tego typu, groźne dla zdrowia i życia „skutki uboczne” pandemii stanowią jednak tylko część wspomnianego już wcześniej długu zdrowotnego.
- Druga składowa to powikłania po przebyciu COVID-19. I znowu, szczególnie dotkną one, według naszej wiedzy, obszar pulmonologii i kardiologii, ale dodatkowo także psychiatrię, gastroenterologię i nefrologię. Sześć miesięcy po infekcji SARS-CoV-2 około 60 proc. osób zgłasza objawy zespołu zmęczeniowego, „mgły covidowej” – generalne obniżenie wydolności fizycznej i intelektualnej, obniżenie napędu. Około 35 proc. osób podaje zaburzenia snu. Co czwarty cierpi z powodu duszności. Przed nami pracowite lata w medycynie – podsumowuje prof. Andrzej M. Fal.
Inne skutki pandemii
O tym, jakie problemy zdrowotne najbardziej doskwierają obecnie Polakom wiele mówią też wyniki sondaży. Na przykład, z ogólnopolskiego, reprezentatywnego badania ankietowego zrealizowanego niedawno przez Centrum Badawczo-Rozwojowe BioStat wynika, że co piąty Polak (21 proc.) odczuwa potrzebę pilnego odwiedzenia okulisty.
Ponadto, na liście specjalistów, u których Polacy najbardziej chcieliby w najbliższym czasie uzyskać poradę znaleźli się także: dermatolog (20 proc.), ginekolog (19 proc.), neurolog (11 proc.) i ortopeda (10 proc.).
Nieco rzadziej ankietowani wskazywali kolejno: pediatrę, psychologa, kardiologa, alergologa, laryngologa, fizjoterapeutę, diabetologa i onkologa. Warto jeszcze w tym kontekście dodać, że 17 proc. respondentów tego badania, na pytanie - u jakiego specjalisty chcieliby uzyskać poradę w najbliższym czasie – odpowiedziało, że u żadnego.
Na temat tego, w jakim stanie zdrowia są Polacy po roku pandemii jeszcze więcej można się dowiedzieć z wyników badania pt. „Narodowy Test Zdrowia Polaków 2021” (NTZP), zrealizowanego niedawno przez serwis Medonet, pod patronatem Uniwersytetu Jagiellońskiego.
„47 proc. Polaków ma długotrwałe problemy zdrowotne, a liczba osób z takimi problemami rośnie wraz z wiekiem. Co czwarty Polak ma zdiagnozowane nadciśnienie tętnicze, co piąty alergię lub astmę, co dziesiąty depresję, a co czternasty cukrzycę. Na choroby stawów cierpi 16 proc., na choroby serca 10 proc., na choroby neurologiczne 9 proc., na nowotwory 4 proc., a na POChP 2 proc. ankietowanych. Odsetek osób z chorobami serca, alergią lub astmą, depresją, chorobą nowotworową wzrósł o 1 pkt. proc. w stosunku do 2020 roku dla każdej z tych grup. U 13 proc. respondentów zdiagnozowano COVID-19” – czytamy w raporcie z NTZP 2021.
Wspomniane badanie, przeprowadzone na ogromnej próbie respondentów (ponad 340 tys. internautów), dostarcza też niepokojących danych na temat profilaktyki w dobie pandemii.
„W przeciągu ostatniego roku tylko 39 proc. Polaków zbadało stężenie cholesterolu, 39 proc. wykonało badanie ogólne moczu (3 pkt. proc. mniej niż rok wcześniej), 49 proc. sprawdziło poziom cukru we krwi (1 pkt. proc. mniej niż w rok wcześniej), 53 proc. wykonało morfologię krwi (3 pkt. proc. mniej niż w rok wcześniej), a 76 proc. wykonało pomiar ciśnienia krwi. Pandemia mocno ograniczyła dostęp Polaków do badań diagnostycznych – m.in. aż 12 proc. osób spośród tych, które w minionym roku nie wykonały morfologii krwi, obawiało się narażenia na zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 podczas pójścia do placówki” – czytamy we wnioskach z badania.
Spowodowany pandemią regres w profilaktyce i ograniczenie kontaktów z lekarzami, w tym także wizyt u stomatologów, z pewnością przełożą się na wystąpienie lub pogłębienie różnego rodzaju problemów zdrowotnych u wielu pacjentów.
Inne sondaże z ostatnich tygodni i miesięcy zgodnie potwierdzają, że pandemia miała negatywny wpływ na zdrowie dużej części Polaków - w tym przede wszystkim na zdrowie psychiczne.
Na przykład, z najnowszego badania ankietowego przeprowadzonego w Polsce i kilkunastu innych krajach Europy przez firmę badawczą Kantar, dla niemieckiej grupy Stada, wynika, że średnio aż 59 proc. Europejczyków odczuwa jakieś negatywne, psychologiczne skutki pandemii, takie jak np. niepokój wewnętrzny, lęk czy problemy ze snem. Okazuje się, że największe piętno odcisnęła pandemia na Portugalczykach i Włochach – aż 70 proc. z nich przyznaje się do odczuwania jej skutków psychologicznych. Tuż za nimi plasują się jednak Polacy (69 proc.) oraz Hiszpanie (66 proc.). Najbardziej odporni psychicznie na pandemię są (przynajmniej w deklaracjach) Holendrzy – 47 proc. z nich przyznało w badaniu, że pandemia odbiła się na ich kondycji psychicznej.
Krytyczna ocena opieki zdrowotnej
Wspomniane badanie dostarcza jednak również wielu innych ciekawych wniosków, które dotyczą m.in. oceny systemu ochrony zdrowia w różnych krajach, jak też zaufania poszczególnych społeczeństw do medycyny konwencjonalnej.
Okazuje się, że po roku od wybuchu pandemii Polacy należą, obok Rosjan i Ukraińców, do europejskich narodów najmniej zadowolonych z systemu ochrony zdrowia w swoich krajach. Usatysfakcjonowanych funkcjonowaniem opieki zdrowotnej jest jedynie 36 proc. Polaków, podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii aż 91 proc., w Czechach 83 proc., a w Niemczech 82 proc. respondentów.
Frapujące są też odpowiedzi na pytanie dotyczące zaufania do konwencjonalnej medycyny: okazuje się, że ufa jej tylko 61 proc. Polaków, w porównaniu do 83 proc. Brytyjczyków czy 78 proc. Holendrów.
Miejmy zatem nadzieję, że rządowy program „odbudowy zdrowia Polaków” po pandemii przybierze adekwatną formę i intensywność, tak by wszystkie wspomniane wyżej niekorzystne tendencje i opinie odwrócić, z korzyścią dla nas wszystkich.
Nie zapominajmy jednak, że ostatecznie, to my sami mamy największy wpływ na stan swojego zdrowia - poprzez dokonywane codziennie wybory żywieniowe, realizowany poziom aktywności fizycznej, ilość snu, stosunek do używek oraz wiele innych elementów stylu życia.
Fot.:Andrzej Bęben
W rankingu Bloomberga z 25 maja br. (Bloomberg’s Covid Resilience Ranking) oceniającego, jak 53 kraje świata radzą sobie z pandemią COVID-19, Polska znalazła się na 39. miejsce. To awans o 13 pozycji w porównaniu z poprzednim zestawieniem. O tym, jak sobie radzimy z epidemią była mowa na otwarciu (14 czerwca) Kongresu Wyzwań Zdrowotnych.
Byliśmy tam. Bez dwóch zdań: choć najważniejsza sesja imprezy organizowanej przez miesięcznik „Rynek Zdrowia” i portal rynekzdrowia.pl była po raz pierwszy od dwóch lat zorganizowana w normalnej konwencji, a nie – jak ubiegłoroczna onlajnowej – to… To do stanu przedepidemicznego jeszcze jest daleko.
Największa sala Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Kilkaset miejsc. Co drugi fotel z kartą z napisem, by nie zajmować miejsca. Obserwatorów dwudziestu, może ciut więcej. Czworo panelistów na scenie. Ośmioro przed kamerkami internetowymi. Przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia nie było. A temat inauguracyjnej debaty, zdaje się, powinien skłonić kogoś z resortu do udziału w tej sesji. „System ochrony zdrowia w Polsce - czy zdał najtrudniejszy egzamin? Co przyniesie przyszłość?”. Taki był jej wywoławczy temat.
Zachwytu nie było. Wachlarz od totalnej krytyki po dostrzeżenie, że jednak coś w tej polityce przeciwepidemicznej pozytywnego było.
W opinii posła Andrzeja Sośnierza, b. prezesa NFZ, państwo jako takie nie zdało egzaminu. Zamiast zwalczać epidemię, broniło się przed nią. I zamiast uczyć się na błędach, wciąż popełnia takie same. Może przez posła przemawiało to, że rząd nie uwzględnił jego planu walki z epidemią? Przypomnijmy, że oprócz tego, że poseł postulował (gdy jeszcze był w Zjednoczonej Prawicy) powołanie pełnomocnika do walki z epidemią, to głośno krytykował wprowadzenie lockdownu.
Na drugim końcu „kija oceny” opiniował gen. dyw. prof. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego. Ktoś może powiedzieć, że to wojskowy, więc musi trzymać tzw. rządową linię. Owszem, jak to w piosence: „żołnierz nie wszystko ci powie…”, ale to nie znaczy, że gen. Gielerak jest z tych, którzy kadzą władzy. Kto zna profesora, ten wie. Zatem generał uważa, że należy docenić to, że na zmagania z epidemią przeznaczono ogromne pieniądze, że akcja szczepień w założeniach była dobrze zaplanowana, a to, że zakłócały jej przebieg różne przerwy w dostawach od producentów i to, że dziś jest więcej szczepionek niż chętnych, to nie jest winą rządu.
Czarną stroną epidemii jest śmierć tysięcy ludzi. Tu sobie trzeba jasno powiedzieć, czego paneliści nie skrywali, że chodzi nie tylko o tych, którzy zmarli przez COVID-19, ale także i tych, którzy odeszli, bo z różnych przyczyn nie doczekali się w porę na pomoc medyczną. Nie ma co udawać, że przez co najmniej rok system ochrony zdrowia był ukierunkowany na pomoc medyczną dla zarażonych SARS-CoV-2.
A teraz kilka cytatów z wypowiedzi ekspertów.
– Pandemia w bezlitosny sposób obnażyła, między innymi nie tylko ogromną skalę niedofinansowania naszej opieki zdrowotnej, ale także jej zupełnie nieprzystosowaną do obecnych potrzeb strukturę. Padł mit, że mamy za dużo łóżek szpitalnych. Problem w tym, że mamy zdecydowanie za mało miejsc z ramach opieki długoterminowej. Można powiedzieć, że system ochrony zdrowia przetrwał dotychczasową pandemię, ale nie przetrwali pacjenci– uważa kardiolog prof. Paweł Buszman z Katedry i Zakładu Epidemiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
– Polskie państwo nie zdało egzaminu, nie potrafiło obronić Polaków przed tak wielką liczbą zgonów, działano na oślep, na wyczucie, jedynie akcja szczepień przebiega nie najgorzej, choć chcielibyśmy, by było ich więcej – mówił Andrzej Sośnierz.
– W 2020 r., w porównaniu z 2019 r., o 40 proc. zwiększyła się liczba skarg, zastrzeżeń i próśb o pomoc, kierowanych przez pacjentów do tej instytucji. Ten duży skok zgłoszeń pokazuje, że pandemia wyraźnie odbiła się na dostępności do świadczeń zdrowotnych – relacjonował Bartłomiej Chmielowiec, rzecznik praw pacjenta .
– Wysoka liczba zgonów wpłynęła na skrócenie średniego trwania życia – to jeden z czynników mających wpływ na wysokość emerytury – a w efekcie nieco wyższe świadczenia dla emerytów – poinformowała prof. Gertuda Uścińska, prezes ZUS.
Zgodnie z tradycją po zakończonym Kongresie do odpowiednich instytucji, w tym Ministerstwa Zdrowia, skierowane zostaną wnioski i sugestie. Czy adresaci z nich skorzystają?
Fot.:pixabay.com
Zgodnie z wynikami najnowszego badania opublikowanego w czasopiśmie naukowym „BMJ Nutrition, Prevention & Health”, jedzenie roślinnych produktów zmniejsza nasilenie i czas trwania objawów COVID-19. To pierwsze badanie, w którym kiedykolwiek przyjrzano się związkowi pomiędzy dietą a C-19. Naukowcy przebadali w nim prawie 3000 lekarzy i pielęgniarek w sześciu krajach.
Badacze porównali wzorce żywieniowe 2884 lekarzy i pielęgniarek z dużą ekspozycją na koronawirusa odpowiedzialnego za infekcje Covid-19 we Francji, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i USA. Analizowali, jak często występowała infekcja, a także jak ciężki był jej przebieg i czas trwania choroby, jeśli została stwierdzona. Uczestników poproszono o wypełnienie ankiety internetowej – zawierającej informacje na temat cech demograficznych, informacji żywieniowych i wyników Covid-19.
Wśród wszystkich ankietowanych, pozytywny wynik zakażenia miało 568 uczestników badania. Na podstawie analizy danych respondentów, którzy mieli pozytywny wynik w kontekście zakażenia i doświadczyli objawów COVID-19, a także tych, u których zakażenie przebiegało bezobjawowo, stwierdzono, że nawyki żywieniowe mogą odgrywać ważną rolę w przebiegu C-19.
Zarażeni pracownicy służby zdrowia
stosujący dietę roślinną mieli o 73 proc. mniejsze prawdopodobieństwo wystąpienia umiarkowanych lub ciężkich objawów zachorowania, podczas gdy ci, którzy stosowali dietę pescowegetariańską (dieta, która zakłada wyłączenie z jadłospisu mięsa i bazuje na roślinach, ale dopuszcza spożycie ryb i owoców morza), o 59 proc. rzadziej doświadczali umiarkowanych lub ciężkich objawów. Z drugiej strony badania wykazały, że diety niskowęglowodanowa i wysokobiałkowa, które są tak popularne w Polsce z uwagi na powszechne spożywanie dużych ilości mięsa i nabiału – zwiększały ryzyko ciężkiego przebiegu zachorowania na C-19.
Dieta roślinna okazała się więc mieć najbardziej ochronne działanie. Nieznacznie mniejsze pozytywne efekty w tym kontekście wykazała także wersja diety roślinnej, która dodatkowo wzbogacona była o ryby, jednak to właśnie te dwa style żywieniowe okazały się skuteczniejsze w porównaniu do diety, która uwzględniała ponadto spożycie mięsa i produktów odzwierzęcych.
To dobre wieści, gdyż Polacy jedzą coraz bardziej roślinnie – jak pokazało badanie przeprowadzone przez Upfield.
W badaniu nawyków żywieniowych Polaków w czasie izolacji społecznej w 2020 roku, 31,6 proc. badanych przyznało, że podczas społecznego odosobnienia kupowało więcej niż zwykle produktów pochodzenia roślinnego. W tej grupie - 32,9 proc. kupiło zamienniki dla mięsa, 28 proc. napoje roślinne, 24,8 proc. bezmleczny ser, dla 17,7 proc. wyborem stała się roślinna margaryna zamiast masła.
Kilka czynników motywowało badanych do wprowadzenia tych zmian.
Najczęściej wskazywano na chęć odżywiania się w sposób bardziej zrównoważony (49,4 proc.), chęć wypróbowania nowych przepisów (31,5 proc.), wzmocnienie układu odpornościowego (29,1 proc.) i pragnienie bycia zdrowszym (28,2 proc.).
Dietetycy i lekarze od początku pandemii
często zwracają uwagę na korzyści płynące z jedzenia produktów roślinnych i zachęcają do tego również swoich pacjentów.
Różnego rodzaju badania analizujące korzyści płynące ze spożywania większej ilości produktów roślinnych i mniejszej ilości mięsa, nabiału i produktów odzwierzęcych (m.in. ograniczenie spożycia tłuszczów zwierzęcych w diecie i zamiana ich na roślinne, np. roślinna margaryna zamiast masła), wskazują bowiem na zmniejszenie ryzyka występowania chorób układu krążenia, cukrzycy typu 2, otyłości, wysokiego ciśnienia krwi i niektórych nowotworów.
Przebieg COVID-19 jest często powiązany z ogólnym stanem zdrowia osoby zarażonej, a wymienione choroby współistniejące mają dodatkowy wpływ na nasilenie objawów i długoterminowe skutki zdrowotne, jakie wywiera Covid-19. Dlatego istotne jest dostrzeżenie ryzyka – i wprowadzenie zmian w naszym jadłospisie, dla zachowania zdrowia.
Wyniki te komentuje dr Hanna Stolińska, dietetyk kliniczny:
– Praca nad budowaniem odporności poprzez odpowiednią dietę i pozostałe zachowania zdrowotne wymaga czasu. Jednak osoby stosujący zdrowszy model żywienia, oparty na odpowiednio zbilansowanej diecie roślinnej wykazują ogólnie mniejsze ryzyko rozwoju chorób i lepszą kondycję całego organizmu. Stąd nie dziwią mnie wyniki tych badań. Prawidłowo odżywiony organizm szybciej zwalcza infekcję, a fitozwiązki – zwłaszcza przeciwutleniacze z warzyw, owoców, błonnik pokarmowy i tłuszcze roślinne wspomagają pracę układu immunologicznego. Często słyszę od moich pacjentów, jak również widzę to na własnej osobie, że osoby będące na diecie roślinnej nie pamiętają, kiedy chorowali z powodu infekcji. Z tego tez powodu cieszy mnie wzrost popularności diet wegetariańskich i wegańskiej i mam nadzieję, że nie jest to chwilowa moda.
A zatem szanowni medycy, lekarze, ratownicy, pielęgniarki i pozostali wykonujący zawody medyczne w czasie pandemii SARS-CoV-2/COVID-19: jedzcie warzywa i rośliny. Nawet jeśli wyniki omawianych badań nie pookrywałyby się z rzeczywistością, to i tak taka dieta roślinna zdrową jest!
Formalnie to, co nazywa się potocznie paszportami covidowymi, a urzędowo nosi miano certyfikatów COVID-19, miało w całej Unii Europejskiej zaistnieć pod koniec czerwca. We wtorek (1 czerwca) minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że stanie się nieco później.
Unijny Certyfikat COVID (UCC) to elektroniczne zaświadczenie, które, w myśl założeń Komisji Europejskiej, ma ułatwić bezpieczne i swobodne przemieszczanie się pomiędzy krajami unijnymi w czasie pandemii.
Jest to elektroniczne poświadczenie, że dana osoba została w pełni zaszczepiona lub też ma negatywny wynik w teście na obecność SARS-CoV-2, albo ma status ozdrowieńca. Komisja Europejska podała we wtorek, że siedem państw UE (Bułgaria, Czechy, Dania, Niemcy, Grecja, Chorwacja i Polska) zdecydowało o połączeniu się z unijnym systemem informatycznym weryfikującym certyfikaty COVID i rozpoczęło ich wydawanie.
– Bardzo ważne jest to, że formalny start tego systemu nastąpi 1 lipca. Wtedy to wszystkie kraje będą uznawały nawzajem ten standard i również będzie od tego momentu obowiązywało rozporządzenie unijne – mówił minister Niedzielski.
Certyfikaty są zasadniczo elektroniczne, a kody QR można pobrać Internetowego Konta Pacjenta.
Dla tych, którzy jeszcze nie aktywowali IKP, pracownicy medyczni, mający dostęp do aplikacji gabinet.gov.pl, będą mogli wydrukować taki dokument-potwierdzenie.
Paszporty covidowe nie są z radością przyjmowane przez wszystkich.
Dla znaczącej części społeczeństwa są/będą ułatwieniem w podróżach zagranicznych, wręcz przepustką do komunikacji lotniczej. Nie brakuje twierdzących, że ten dokument łamie prawa obywatelskie. Szczegóły techniczne funkcjonowania UCC nie są jeszcze znane.
Fot.:Andrzej Bęben
Budowany przez kilkanaście dni ruszył 1 grudnia 2020 r. Działał do 1 czerwca. Przez covidowy szpital tymczasowy przeszło w tym czasie 1316 pacjentów. Zmarło ok. 300. Do 20 czerwca w Międzynarodowym Centrum Kongresowym funkcjonował będzie punkt szczepień.
Ostatnich dwóch pacjentów covidowych przetransportowano nocą 31 maja do szpitala MSWiA w Katowicach. To do tej placówki przypisany był szpital w MCK. Drugi tymczasowy szpital zlokalizowany jest w hangarze na lotnisku w Pyrzowicach. Na razie nie będzie demontowany.
Demontaż szpitala prowadzono sukcesywnie. Przypomnijmy, że był budowany modułowo. Przybywało pacjentów, przybywało modułów. W jednym taki można było pomieścić 20-25 łóżek. Szpital mógł przyjąć maksymalnie 500 pacjentów. Nigdy nie było w nim tylu łóżek. Maksymalnie – 316. To rekord tzw. obłożenia. We wtorek (1 czerwca), gdy mediom udostępniono do „zwiedzania” likwidowany szpital, były w nim dosłownie trzy łóżka. I ogromna, pusta przestrzeń po zdemontowanych modułach. W nocy zdezynfekowano przestrzeń zajmowaną przez tymczasową lecznicę.
Część sprzętu medycznego trafi do szpitala MSWiA. Część zalegnie w magazynach. Zdemontowane zostanie wszystko. Ekipy mają na to czas do 30 czerwca. Tak wynika z umowy z administratorem obiektu.
Do 20 czerwca przy MCK będzie funkcjonował punkt szczepień. Alina Kucharzewska, rzeczniczka wojewody śląskiego informuje, że uruchomione zostają mobilne punkty szczepień.
W środę będzie on do dostępny w Myszkowie, obok budynku starostwa powiatowego, a w piątek – w Wiśle, na tamtejszym Rynku.
Fot.:Andrzej Bęben
Wielkości dobowych zakażeń SARS-CoV-2/COVID-19 spadają do wartości sprzed roku. W związku z takim stanem epidemicznym oraz tym, że już podano ponad 20 mln dawek szczepionek przeciwcovidowych, należy spodziewać się kolejnych złagodzeń w politycye przeciwepidemicznej. Zapowiedział to rzecznik rządu Piotr Müller.
Na tę okoliczność w Polskim Radiu 24 rzecznik poinformował, że zmian w katalogu obostrzeń można spodziewać się w ciągu najbliższych kilku dni. „W pierwszej połowie czerwca spodziewam się pierwszego kroku zmniejszającego obostrzenia, w drugiej połowie czerwca – drugiego” - oznajmił (1 czerwca) Piotr Müller.
Rzecznik nie wyjawił czego miałby dotyczyć owe zmiany. „My w tej chwili analizujemy, jakie możliwe są kolejne kroki. Bez wątpienia w samym czerwcu kolejne zostaną podjęte. Myślę, że w ciągu najbliższych kilku dni możemy się spodziewać szczegółowych informacji w tym zakresie”.
Rzecznik rządu po raz kolejne podkreślił wagę szczepień, przypominając, że warunkiem powrotu do stanu sprzed epidemii, jest to, jak szeroka będzie grupa osób, która przyjmie szczepionkę przeciwcovidową.
Piotr Müller przyznał, że osoby przeciwne szczepieniom stanowią „duże wyzwanie”.
We wtorek (1 czerwca) minister zdrowia Adam Niedzielski ma przekazać informacje dotyczące szczepień dzieci w wieku 12-15 lat.
Szczepienia tej grupy wiekowej zarekomendowała w ostatnich dniach maja EMA (Europejska Agencja Leków). Dla dzieci (12-15 lat) przeznaczona jest szczepionka produkcji Pfizer/BioNtech (Comirnaty). Ma być podawana w dwóch dawkach, a odstęp między jedną iniekcją a drugą ma wynosić co najmniej trzy tygodnie.
Fot.:pixabay.com
Nie ma jednak sygnałów, że stanowi on większe zagrożenie niż mutacje, z którymi mieliśmy dotychczas do czynienia – uważa prof. dr hab. n. med. Marcin Czech, kierownik Zespołu ds. Zakażeń Szpitalnych w Instytucie Matki i Dziecka, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia w latach 2017–2019.
Groźbę wybuchu kolejnej fali pandemii odsuwa jednak przede wszystkim postępujący proces szczepień, bo zdaniem ekspertów wszystko wskazuje na to, że stosowane do tej pory szczepionki działają również na wariant indyjski. Został on, jakby ktoś jeszcze nie wiedział, uznany przez WHO zakwalifikowana jako „niepokojący wariant”. Do tej pory była uznawana za budzącą „szczególne zainteresowanie”. W badaniach stwierdzono, że wariant, znany jako B.1.617, rozprzestrzenia się łatwiej niż pierwotny wirus, ale potrzebne są dalsze obserwacje.
– Indyjska mutacja koronawirusa, nazywana w mediach „double mutation” bądź „triple mutation”, choć ma straszną nazwę, to z tego, co dzisiaj wiemy, ta nie jest wyjątkowa. Nie stanowi większego zagrożenia niż te, z którymi mieliśmy dotychczas do czynienia – wyjaśnia w rozmowie z agencją Newseria Biznes prof. Czech,
Indyjska odmiana koronawirusa jest obecnie czwartą mutacją, która została uznana przez Światową Organizację Zdrowia za budzącą globalne zaniepokojenie i wymagającą analizy.
Wcześniej taki status nadano wariantom wirusa wykrytym w Wielkiej Brytanii, Brazylii i Republice Południowej Afryki. Indyjska mutacja jest główną przyczyną nagłego rozprzestrzeniania się koronawirusa w Indiach, które jako pierwszy kraj na świecie kilkukrotnie przekroczyły dzienny bilans 400 tys. zakażeń.
Poza Indiami tę mutację w największej liczbie zidentyfikowano w Wielkiej Brytanii. Wykryto ją także w kilkunastu innych państwach Europy, m.in. w Belgii, Szwajcarii, Francji czy Niemczech. Na początku maja dotarła także do Polski – minister zdrowia Adam Niedzielski informował o ponad 20 przypadkach tego wariantu.
– Kolejna fala epidemii pojawia się w określonych warunkach, kiedy mamy dużą migrację, kiedy odpuszczamy naszą kontrolę na poziomie indywidualnym. I nie zależy to od tego, czy to jest jedna mutacja, czy druga. Oczywiście niektóre z nich mogą być bardziej zakaźne albo mogą powodować inne objawy i pod tym kątem badana jest również odmiana indyjska. Natomiast nie wydaje się, żebyśmy mieli tutaj jakieś skokowe zmiany w potencjale rozwoju epidemii związanej z tym, że jest to właśnie wariant indyjski – prognozuje ekspert z Instytutu Matki i Dziecka.
Nie ma na razie informacji o mutacjach, które byłyby odporne na istniejące szczepionki. Sprzymierzeńcem w walce z rozprzestrzenianiem się indyjskiej odmiany jest nie tylko postępujący proces szczepień, lecz także odporność zdobyta po przechorowaniu COVID-19. Wirus cały czas mutuje, to jest wpisane w historię właściwie każdego z nich. Przy powielaniu materiału genetycznego wewnątrz komórki dochodzi do błędów. Te, które są korzystne dla danego wirusa, zostają utrwalone, te, które go osłabiają, w naturalny sposób wymierają, to jest sposób ewolucji wirusów – wyjaśnia prof. Marcin Czech.
Układ immunologiczny jest sprytny i uderza w wirusa przez tak różne mechanizmy, że uczymy się tej odporności. Małe mutacje nie czynią więc nam wielkiej szkody.
Problem pojawia się wtedy, kiedy tych mutacji jest dużo i znacząco zmieniają np. kształt białka S bądź inne właściwości. W takim przypadku układ odpornościowy nie jest w stanie poradzić sobie z nimi zarówno sam, jak i za pomocą szczepionek, które nie będą dostosowane do nowej formy wirusa.
– To są krytyczne mutacje, które będą oddziaływać na ludzi. Dobra wiadomość jest jednak taka, że szczepionki mRNA lub wektorowe są na tyle proste, że mogą być dostosowane do każdego wirusa, z którym będziemy mieć do czynienia, gdyby okazało się, że jest on groźny – zapewnia b. wiceminister zdrowia. – Działanie szczepionek i ich skuteczność to też jest pewne kontinuum. Materiał genetyczny, który koduje białko kolca, białko S, składa się z wielu nukleotydów. Nawet jak dojdzie do niewielu zmian, to ten przepis, który zapisany jest w szczepionkach, będzie pasował do większości z nich. Minister Marek Posobkiewicz powiedział ostatnio, że ta szczepionka po mundurze jest w stanie rozpoznać żołnierza, nie musi rozpoznawać jego stopnia, ale wie, że to jest wróg.
Fot.:WPR
Trzecia fala epidemi COVID-19 w Polsce zanika, ale o jej końcu i powrocie do tego, co zwykło określać się normalnością, trudno jeszcze na razie mówić. Z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że daleko nam jeszcze do osiągnięcia tzw. odporności stadnej (populacyjnej), która oznacza, że od 70 do 90 proc. społeczeństwa musiałoby mieć już odporność na COVID-19, nabyte poprzez szczepienie lub przechorowanie.
Dr hab. Piotr Rzymski, biolog medyczny z Zakładu Medycyny Środowiskowej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu:
– Cieszmy się z tego, że śledzimy mutacje wirusa SARS-CoV-2 prawie w czasie rzeczywistym. Możemy bardzo szybko wyłapywać jego istotne zmiany, a ponadto, dzięki technologii mRNA możliwa jest bardzo szybka aktualizacja istniejących wersji szczepionek. Zatem, jeśli wirus zacznie nam „uciekać”, jeśli zacznie omijać nasz układ odpornościowy, to szybko będziemy w stanie skutecznie na to odpowiedzieć.
Prof. Jacek Jemielity (wraz z zespołem od prawie 20 lat prowadzi badania nad terapeutycznym wykorzystaniem mRNA), chemik z Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego:
– Obecnie nie ma dowodów na to, żeby któraś z mutacji koronawirusa była zupełnie odporna na działanie obecnych szczepionek. Być może niektóre warianty są mniej podatne, czyli łatwiej im uniknąć odpowiedzi immunologicznej organizmu uzyskanej w wyniku szczepienia, ale nie ma takiego, który by zupełnie omijał tę ochronę. Gdyby jednak powstała taka wersja, to przy obecnej technologii (m.in. technologii mRNA), nowa, adekwatna szczepionka powstałaby bardzo szybko, nawet w ciągu miesiąca.
Prof. Joanna Zajkowska, specjalistka chorób zakaźnych, epidemiologii i zdrowia publicznego z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcyjnych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku:
– Szczepionka jest nakierowana na wygenerowanie przeciwciał neutralizujących, które uniemożliwiają wirusowi SARS-CoV-2 namnażanie się w naszych komórkach, zapobiegają wnikaniu wirusa do naszych komórek. Nie należy demonizować NOP-ów. NOP-y, takie jak np. gorączka czy też gorsze samopoczucie po szczepieniu stanowią normalne i przejściowe objawy, dobrze więc zapewnić sobie, jeśli to możliwe, 2 dni względnego luzu na ten czas. Ciężkie powikłania poszczepienne, które są mocno nagłaśniane, w rzeczywistości są bardzo rzadkie. Zdarzają się tylko 1-4 razy na milion szczepień. Są to więc pojedyncze przypadki. Za to korzyści z podania szczepionki są niepodważalne i zdecydowanie przewyższają związane z nimi ryzyko.
Prof. Andrzej M. Fal, specjalista chorób wewnętrznych i alergologii, kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych w Szpitalu MSWiA w Warszawie:
– Co do zasady, żadna choroba przewlekła nie jest przeciwskazaniem do szczepienia przeciw COVID-19, ale choroba ta musi być ustabilizowana. Nie powinniśmy zatem iść się szczepić np. z nieleczoną, niekontrolowaną cukrzycą czy nadciśnieniem. Najpierw należy opanować objawy tych chorób, a dopiero potem w stabilnym okresie iść się zaszczepić. Moim zdaniem restrykcje będzie można zakończyć dopiero po osiągnięciu odporności populacyjnej (stadnej). Kiedy już będzie ona na odpowiednio wysokim poziomie, to wtedy transmisja wirusa przestanie być już istotnym problemem.
Prof. Joanna Zajkowska:
– Osiągnięcie tego celu może utrudnić wciąż spora grupa osób, w tym zwłaszcza młodych, które są niezdecydowane w sprawie przyjęcia szczepionki. Jeśli nie przekonamy ich do szczepień, to epidemia może się ciągnąć dłużej niż byśmy chcieli.
Dr hab. Piotr Rzymski:
– Z naszych obserwacji wynika, że szczepień boją się w największym stopniu ci, którzy są niedoinformowani.
Anna Krzeszowska-Kamińska, specjalistka medycyny rodzinnej, obawia się, że stan zdrowia sporej części Polaków wskutek pandemii dramatycznie się pogorszy, nie tylko z powodu COVID-19:
– W trakcie pandemii m.in. przytyliśmy, także dzieci i młodzież. Ponadto, wykrywamy u naszych pacjentów w badaniach USG guzy o takim rozmiarze, których nie powinno w ogóle być w XXI w, które powinny być wykryte dużo wcześniej. Mam nadzieję, że pacjenci szybko wrócą do diagnostyki, profilaktyki i leczenia, bo jeśli nie, to za ten rok zapłacimy bardzo wysoką cenę naszego zdrowia.
Prof. Tomasz J. Wąsik, kierownik Katedry i Zakładu Mikrobiologii i Wirusologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego:
– Wiemy też, że najwięcej zachorowań i zgonów przynosił drugi rok pandemii Dzisiaj, mając do dyspozycji skuteczne szczepionki i technologie pozwalające na szybką ich modyfikację w odpowiedzi na nowe warianty wirusa oraz wprowadzenie swoistych leków przeciwwirusowych, możemy mieć nadzieję, że pandemia ulegnie wygaszeniu w trzecim roku trwania. Na pewno najgorsze mamy za sobą, nie oznacza to jednak, że wirus zostanie wykorzeniony z naszej populacji, pozostanie z nami jako kolejny patogen, przeciwko któremu będziemy musieli się okresowo szczepić...
Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl
Fot.:Andrzej Bęben
Epidemia w odwrocie? To się okaże. Faktem jest, że współczynnik R i wielkości dobowych zarażeń są w tendencji spadkowej, więc rząd rezygnuje (zawsze do nich można wrócić, gdyby sytuacja tego wymagała) z niektórych obostrzeń sanitarnych. Od piątku (28 maja) mogą być pracować, na pół gwizdka, baseny, kasyna, kluby fitness, siłownie i solaria.
Na pół gwizdka, bo nadal tam, gdzie prowadzona jest taka działalność, obowiązuje reżim sanitarny, to znaczy trzeba zakrywać usta i nos i zachowywać, między osobami, dystans co najmniej półtorametrowy. Poluzowanie ma charakter testowy, skoro obowiązuje do 5 czerwca restauracje, hotele i inne placówki gastronomiczne.
Z grubsza ujmując tzw. obłożenie w nich może wynosić maksymalnie 50 proc. W gastronomii oznacza to, że co drugi stolik ma być wolny – lub jak kto woli: zajęty. To dla zachowania 1,5-metrowego dystansu. Może być on skrócony, jeśli między stolikami jest przegroda o wysokości co najmniej metra (liczone od blatu stołu).
Wchodząc do restauracji trzeba być zamaseczkowanym. Maski można zdjąć dopiero wtedy, gdy zasiądzie się przy stoliku.
Już wielu zapomniało, że obowiązek „zasłaniania ust i nosa” po raz pierwszy wprowadzony został 16 kwietnia 2020 r. I przed rokiem również po raz pierwszy częściowo zniesiony. Wtedy, jak i teraz, do restauracji wchodziło się w maseczkach. Wówczas obowiązywał dwumetrowy tzw. dystans społeczny, jak określało się odległość między jedną a drugą osobą.
Do 5 czerwca będzie można szukać szczęścia w kasynach. Warunek jest taki, że na 15 m kw. przybytku może przebywać jedna osoba. Obsługa i klienci muszą przestrzegać nadal obowiązku zakrywania ust i nosa.
Od piątku imprezy okolicznościowe w lokalu (m.in. wesela i komunie), ale maks. 50 osób; do limitu nie wliczają się osoby w pełni zaszczepione przeciw COVID-19.
– Obawiam się też organizacji wesel, komunii i innych uroczystości, na których będzie 20 gości i 140 „osób obsługi” – przewiduje wirusolog Śląskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Tomasz J. Wąsik.
Na basen też trzeba iść w masce. Można ją zdjąć tuż przed przejściem w strefę basenową. Wówczas maskę można zostawić w szafce na odzież. I cieszyć się!
To nazwa kampanii adresowanej do ratowników medycznych, pielęgniarek, dyspozytorów medycznych i operatorów Centrów Powiadamiania Ratunkowego. W czasie epidemii spadła liczba przyjęć pacjentów na oddziały udarowe. Znaczy się: udarów jest mniej? Nie. Mniej jest zgłoszeń na 112 lub 999.
Udar mózgu jest trzecią przyczyną najczęstszych zgonów.
– Co roku odnotowujemy 70-80 tys. udarów mózgu. 30 tys. osób umiera – udar jest trzecią przyczyną zgonów. Udar niedokrwienny mózgu to aż 80 proc. wszystkich udarów, ich liczba wzrasta wraz z wiekiem. Od 55. roku życia co 10 lat ryzyko udaru mózgu wzrasta dwukrotnie. Udar jest jedną z głównych przyczyn trwałego kalectwa, co powoduje, że coraz więcej pieniędzy jest wydawanych na leczenie, rehabilitację, a także na świadczenia rentowe. Szacunkowo w Polsce to około 1,4 mld zł rocznie – wyjaśnia prof. dr. hab. n. med. Krzysztof Ziaja, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Naczyń, Angiologii i Flebologii Wydziału Lekarskiego w Katowicach Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Zgodnie z szacunkami, aż 30 proc. osób umiera w wyniku udaru w ciągu pierwszego miesiąca od zachorowania, a 20 proc. chorych, którzy doświadczają ostrej fazy choroby, wymaga później stałej opieki.
W leczeniu udarów zasada jest prosta: im później jest ono rozpoczęte, tym mniejsza będzie jego skuteczność.
Ogromną wagę w dążeniu do jak najwyższej skuteczności ma prenotyfikacja, czyli powiadomienie przez ZRM bezpośrednio oddziału udarowego jeszcze w drodze doń z pacjentem. Daje ono szansę na zweryfikowanie rozpoznania, optymalne przygotowanie się zespołu oddziału udarowego do przyjęcia pacjenta i jego kwalifikacji do trombolizy/trombektomii...
„Ostra faza udarów mózgu. Jak ratować pacjentów?” - to szkolenia e-learningowe zorganizowane przez Centrum Szkolenia Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowe w Katowicach oraz Instytut Komunikacji Zdrowotnej. Ponad 1,2 tys. uczestników mogło pogłębić swoją wiedzę w tzw. temacie. Można było dowiedzieć się więcej o najnowszych wytycznych postępowania w ostrej fazie udaru mózgu, komunikacji z pacjentem, funkcjonowaniu sieci oddziałów udarowych, w których wykonywana jest tromboliza i trombektomia oraz o zasadności stosowania prenotyfikacji.
Kto nie mógł uczestniczyć w szkoleniu, zawsze może poszerzyć wiedzę w trybie indywidualnym. Poniekąd zachęca do tego poniższy filmik.
Blisko ¾ Polaków pozytywnie ocenia działania rządu związane z akcją szczepień przeciw COVID-19. Z najnowszego badania przeprowadzonego przez Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) wynika również, że niemal 70 proc. ankietowanych zaszczepiło się już przeciw COVID-19 lub chce to zrobić w nadchodzącym czasie – podało (24 maja) Centrum Informacyjne Rządu.
Rekordowe poparcie dla Narodowego Programu Szczepień to bardzo dobra wiadomość. Im więcej osób zdecyduje się na szczepienie, tym szybciej uzyskamy odporność zbiorową i wrócimy do normalności. Z majowego badania przeprowadzonego przez CBOS wynika, że coraz więcej badanych jest przychylnie nastawionych do szczepień przeciw COVID-19. Odsetek respondentów, którzy zadeklarowali niechętny stosunek do szczepień przeciw COVID-19, wynosi 25 proc. i jest najniższy od początku badań, czyli od listopada 2020 r. - podkreśla CIR.
Ponad 2/3 ankietowanych jest już zaszczepiona lub wyraża swoje zainteresowanie szczepieniami. Aż 36 proc. badanych potwierdziło, że szczepienie ma już za sobą. Natomiast 33 proc. osób wyraziło chęć przyjęcia szczepionki przeciw koronawirusowi. Łącznie to aż 69 proc.
Zdecydowana większość badanych – bo aż 71 proc. – jest zadowolona z organizacji szczepień, za którą odpowiada rząd.
Szczepienia są bezpieczne!
Najczęściej wymienianym w badaniu CBOS argumentem przeciw szczepieniom są obawy związane ze skutkami ubocznymi. Trzeba jednak pamiętać, że wszystkie szczepionki zostały przebadane i dopuszczone do obiegu dopiero po pozytywnej ocenie międzynarodowych instytucji. Szczepienie to jedyne lekarstwo przeciw COVID-19. Zaszczep się – chroń siebie i swoich bliskich.
Rząd apeluje do obywateli: przekonaj najbliższych i pomóż im się zarejestrować. Wystarczy wysłać SMS na nr 880-333-333 lub zadzwonić na bezpłatna infolinię 989. Możesz również zapisać się po zalogowaniu na stronie www.pacjent.gov.pl.
Działania profrekwencyjne
Rząd od początku Narodowego Programu Szczepień prowadził kampanię informacyjną. Wraz z uruchomieniem programu szczepień została otwarta bezpłatna infolinia informacyjna – pod numerem 989. Została uruchomiana także specjalna strona www.gov.pl/szczepimysie.
Na ulicach miast pojawiły się billboardy i murale zachęcające do szczepień – m.in. z płk. Witalisem Skorupką, pseud. Orzeł. W telewizji obejrzeć można było spoty m.in. z ratownikami medycznymi, aktorami Banasiukami (ojcem i synem), czy z filmowym „Killerem” Cezarym Pazurą. Spoty emitowane były również w radiu i w Internecie. Emeryci i renciści otrzymali listownie informacje o szczepieniach, a Poczta Polska dostarczyła wiosną ulotki do skrzynek obywateli w całym kraju - wylicza CIR.
Kampania #OstatniaProsta
Najnowsza odsłona kampanii ma charakter profrekwencyjny. Na billboardach zobaczyć można siatkarki i siatkarzy z polskiej reprezentacji, którzy za moment rozpoczynają zmagania w Lidze Narodów. Wśród promujących szczepienia są również piłkarze reprezentacji Polski i Legii Warszawa oraz przedstawiciele lekkoatletyki.
Do akcji „Ostatnia Prosta” dołączyło wielu znakomitych sportowców i aktorów. To m.in. Adam Małysz, Robert Kubica, Otylia Jędrzejczyk, Andrzej Bargiel, Maciej Musiał. W sumie ponad 50 ambasadorów akcji przekonuje do rejestracji na szczepienie przeciw COVID-19.
„Przeszliśmy już tak wiele, że nie możemy poddać się na ostatniej prostej” – to hasło przewodnie spotów. Szczepienia pozwolą, aby świat znowu stał się bezpieczny i otwarty. Tylko dzięki masowej odporności wrócimy do normalności
7 tys. punktów szczepień
Narodowy Program Szczepień cały czas przyspiesza. Obecnie dostępnych jest 7 tys. miejsc, gdzie można otrzymać dawkę szczepionki przeciw COVID-19. W maju uruchomiono możliwość szczepienia w zakładach pracy oraz zaczęły działać Mobilne Jednostki Szczepień, które mogą przyjechać do domu pacjenta. Uruchomione zostały również nowe punkty – drive-thru, gdzie szczepienie odbywa się w samochodzie.
Fot.:Andrzej Bęben
Po zimowym szturmie na punkty szczepionkowe zauważa się zmniejszony popyt na szczepienia przeciwko COVID-19. Wynika to nie tylko z tego, że dostawy preparatów są, delikatnie określając, zmienne. Ok. 25 proc. Polaków nie chce się szczepić.
To wynik krajowego sondażu. Z unijnego, przeprowadzonego przez Europejską Fundację na rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy, wyszło, że w Polsce nie zamierza się szczepić 38 proc. (10 proc. w Danii, w Niemczech – 31 proc.).
We wtorek (25 maja) minister zdrowia Adam Niedzielski w TVN przyznał:
– Jest coraz mniej osób chętnych do szczepienia. Myślę, że dochodzimy do punktu przesilenia, on na pewno będzie w czerwcu, kiedy to szczepienia będą czekały na ludzi, a nie ludzie będą ich usilnie poszukiwali.
Skoro jedna czwarta Polaków nie chce się szczepić przeciwko C-19, to czy możliwe jest osiągnięcie w populacji tzw. odporności stadnej?
– Ta odporność populacyjna przyjmuje się, że jest właśnie w przedziale 70-80 proc. zaszczepionych, więc nawet jeśli ten parametr już by się nie zmienił to i tak jesteśmy w obszarze takim, że powoli ta odporność populacyjna by istniała – tłumaczył, nieco zawile, minister Niedzielski.
Nieco inny punkt widzenia przedstawiło (25 maja) w komunikacie Centrum Informacyjne Rządu (CIR). Jako, że 71 proc. Polaków w najnowszym badania CBOS wyraziło zadowolenie z organizacji szczepień, to CIR stwierdziło: „Rekordowe poparcie dla Narodowego Programu Szczepień to bardzo dobra wiadomość. Im więcej osób zdecyduje się na szczepienie, tym szybciej uzyskamy odporność zbiorową i wrócimy do normalności”.
CIR zwraca uwagę, że rząd od początku Narodowego Programu Szczepień prowadził kampanię informacyjną, a jej najnowsza odsłona ma charakter profrekwencyjny.
Parametry charakteryzujące odporność populacyjną (zbiorową, stadną itd.) zmieniały się wraz z rozwojem epidemii. Na początku specjaliści mówili, że 60 proc. populacji musi przechorować C-19 lub być przeciwko tej chorobie zaszczepionych. Potem była mowa o 70 proc. Teraz najczęściej mówi się o 80 proc.
Problem w tym, że obecnie ocenia się ją na ok. 50 proc. i nie można liczyć, że zwiększy się w sposób naturalny, czyli przez zwiększenie liczby osób, które przeszły przez chorobę. Spadek zachorowań – wirusolodzy sugerują, by nie nie uważać tego z stała tendencję – wywołuje zmniejszone zainteresowanie szczepionkami. Paradoks?
Niekoniecznie. Część populacji może uważać, że skoro epidemia wygasza się, to po co się szczepić? Tym bardziej szwedzko-brytyjską szczepionką. Mimo zapewnienia rządu i lekarzy, że wszystkie szczepionki są bezpieczne, w Polsce AstraZeneca ma nadszarpniętą opinie.
„Coraz więcej punktów szczepień rezygnuje z zamawiania AstraZeneki, bo nie ma na nią chętnych. Do końca czerwca jest ponad milion wolnych terminów na szczepienie przeciw COVID-19 tym preparatem” – podała (24 maja) „Gazeta Wyborcza”. I to ma duży wpływ na uzyskanie odporności oraz na przebieg realizacji Narodowego Programu Szczepień przeciw COVID-19, bo milion nie wykorzystanych dawek preparatu może znacznie osłabić cały ten proces.
Fot.:WPR
Marszałek śląski Jakub Chełstowski podczas poniedziałkowej (24 maja) konferencji prasowej ocenił wpływ rozwiązań Polskiego Ładu m.in. na ochronę zdrowia w województwie śląskim.
– Rozwiązania przyjęte w Polskim Ładzie przysłużą się koniecznej transformacji województwa śląskiego – ocenił marszałek. W opinii Jakuba Chełstowskiego zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia w województwie śląskim jest „niezwykle istotne”.
Choćby i z tego powodu, że samorząd wojewódzki sprawuje nadzór właścicielski na 40 jednostkami ochrony zdrowia. Połowa z nich to szpitale, a samorząd jest podmiotem tworzącym także dla Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. Zwiększenie nakładów na służbę zdrowia, w tym kluczowe dla bezpieczeństwa zdrowotnego wojewódzkie szpitale specjalistyczne, ma więc istotne znaczenie.
Tym większe, że epidemia zwiększyła wydatki, wskutek czego samorząd dopłaci do funkcjonowania szpitali za rok 2020 ok. 78 mln. zł.
– Nasz system mimo wpompowania dziesiątków miliardów złotych nadal tych środków potrzebuje, w różnych obszarach: infrastrukturalnych, inwestycyjnych, płacowych. My to dobrze rozumiemy, znamy to z drugiej strony, a więc zwiększenia nakładów do 7 proc. PKB w ciągu najbliższych lat to są konkretne miliardy dla woj. śląskiego, konkretne kwoty" – podkreślił Chełstowski.
Fot.:WPR
W funkcjonowaniu szpitala tymczasowego w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach zaangażowanych było ok. 1,5 tys. osób, w tym 120 lekarzy, 350 pielęgniarek, 360 ratowników medycznych, salowe, personel techniczny. Wojewoda śląski Jarosław Wieczorek podziękował im za pracę. Szpital zaczął działać od 1 grudnia. W lipcu nie będzie już po nim śladu.
Wojewoda śląski przedstawił (21 maja) mediom sytuację pandemiczną w województwie. Można w jednym zdaniu przedstawić ją tak: było bardzo źle, ale teraz jest znacznie lepiej, sytuacja epidemiczna znacząco się poprawiła. Ten większy(500 łóżek) z dwóch szpitali tymczasowych, w MTK (drugi powstał w marcu w hangarze lotniska w Pyrzowicach, ma 144 łóżka) do 21 maja przyjął 1316 pacjentów. 1030 osób leczono w oddziel internistycznym, a 286 -w respiratorowym.
Średnio pacjent spędzał w tym szpitalu 12 dni. Najmłodszy miał 19 lat, a najstarszy równo setkę.
Teraz jest w nim 20 pacjentów i z każdym dniem ich ubywa. Ostatecznie szpital w MCK przestanie działać 31 maja.
W czerwcu rozpocznie się demontowanie wyposażenia. Sprzęt pozostanie w województwie śląskim. Na tzw. wszelki wypadek w rezerwie do końca roku pozostanie szpital tymczasowy w Pyrzowicach. Od końca marca przyjął on 402 pacjentów, 297 – na internę i 105 – na intensywną terapię, do respiratorów.
– Na razie pozostanie aktywnym szpitalem tymczasowym. Zależnie od tego, ilu pacjentów będzie potrzebowało hospitalizacji w okresie wakacyjnym zapadnie decyzja, czy nadal będzie aktywny do końca roku, pozostając w gotowości – zapowiedział wojewoda.
Jest zdecydowanie mniej zakażeń, co wykazują testy. Jest mniej zajętych łóżek w szpitalach covidowych. Jest też mniej wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego do pacjentów covidowych.
Jeśli 21 kwietnia ZRM dostarczyły do do szpitali 140 pacjentów covidowych. Prawie miesiąc później 18 maja było ich już tylko 16. Według stanu na 10:30 20 maja w województwie zajętych było 1351 łóżek covidowych (29 kwietnia – 3537). Do respiratorów było w piątek podpiętych 165 chorych (29 kwietnia – 376). W kwarantannie pozostawało 9868 osób (29 kwietnia – 26371).
W całej Polsce w szpitalach w piątek (21 maja) przebywało 9200 chorych covidowych, a 1239 z nich podłączono do respiratorów. Równo tydzień temu w szpitalach było 12984 chorych, a do respiratorów było podłączonych 1690 pacjentów.
Choć dotychczasowe badania wskazują skuteczność szczepionek na nowe mutacje koronawirusa, to nie jest wykluczona kwestia podawania dodatkowej dawki. – Na mój nos epidemiologiczny trzecia dawka szczepionki będzie konieczna, choć na razie nie jest to jeszcze postanowione – uważa prof. Marcin Czech z Instytutu Matki i Dziecka.
W Polsce tempo szczepień ma dobrą dynamikę, problemem pozostaje teraz zachęcenie do nich grupy niezdecydowanych i niechętnych. Temu ma służyć kampania edukacyjna #OstatniaProsta prowadzona przez KPRM. W działania profrekwencyjne mają zostać włączone także samorządy.
– Pod względem tempa szczepień przeciwko COVID-19 Polska plasuje się gdzieś pośrodku stawki wśród krajów Unii Europejskiej. Jesteśmy raczej powyżej średniej i mamy dobrą dynamikę. Jeszcze niedawno czynnikiem limitującym liczbę zaszczepionych osób były ograniczone dostawy szczepionek. Obecnie są one większe i widać, że szczepi się więcej osób. Kolejnym wyzwaniem będzie ta grupa, która się waha, lub ta, która nie chce się zaszczepić – podkreśla prof. dr hab. n. med. Marcin Czech, odpowiedzialny za kontrolę zakażeń w Instytucie Matki i Dziecka.
W ramach zainaugurowanej w poniedziałek 14 maja kampanii Narodowego Programu Szczepień #OstatniaProsta 50 ambasadorów – sportowców i aktorów – namawia Polaków do zaszczepienia się.
Jak podkreślają, to konkurencja nie tylko indywidualna, ale i zbiorowa, bo od tego, jak wiele osób zostanie zaszczepionych i nabędzie odporność, zależy skuteczność w walce z pandemią. Minister Michał Dworczyk podkreślił, że jest to największa w historii kampania profrekwencyjna, która obejmie nie tylko media, lecz także działania w placówkach opieki zdrowotnej. Planowane są także lokalne inicjatywy, w które zostaną zaangażowane również samorządy.
– Moment uzyskania odporności stadnej będzie zależał od płynności dostaw szczepionek, od organizacji szczepień, czyli tego, że na wyciągnięcie ręki będzie można sięgnąć po te szczepionki. To będzie zależało również od tego, jaką część populacji zaszczepimy. Na razie szczepimy ludzi powyżej 18. roku życia, a mamy dosyć aktywną młodzież i dzieci, które również chorują. Oczywiście pytanie za 100 punktów, ile osób w ogóle będzie chciało się zaszczepić?– zastanawia się prof. Czech.
Zgodnie z informacjami przekazanymi przez ministra Michała Dworczyka w ciągu trzech dni, od kiedy ruszyła możliwość rejestracji 16- i 17-latków, zgłosiło się ok. 10 proc. uprawnionych.
– Zakładając, że mielibyśmy całkowity, stuprocentowy dostęp do wszystkich szczepionek, które mają do nas przyjechać, superzorganizowane punkty szczepień, a ludzie nie mieliby barier, nie musieliby jeździć nie wiadomo gdzie na szczepienie, byłyby w miarę dogodne godziny i wszyscy chcieliby się szczepić, to myślę, że jesienią byłoby po pandemii, ale to jest scenariusz hiperoptymistyczny i mało realny – ocenia ekspert.
Tym bardziej że coraz częściej mówi się o konieczności przyjęcia dodatkowej dawki szczepionki. Podkreślają to m.in. producenci preparatów, wśród naukowców zdania są podzielone, ale ten scenariusz nie jest wykluczony.
– Na mój nos epidemiologiczny trzecia dawka szczepionki będzie konieczna, choć na razie nie jest to jeszcze postanowione. Wydaje mi się, że w przypadku koronawirusa przyjdzie taki moment, kiedy wirus zacznie „uciekać” z przepisów matrycowych RNA na białko szczytowe koronawirusa, które mamy w szczepionkach. W efekcie przepis wpisany w mRNA z uwagi na mutacje będzie wymagał zmiany i pojawi się konieczność doszczepienia trzecią dawką. Podobnie jest w przypadku wirusa grypy, gdzie wykonywane są szczepienia sezonowe, a odporność stadna jest uzyskiwana przy stosunkowo niewielkiej liczbie zaszczepionych, ok. 40–50 proc. – wyjaśnia prof. Marcin Czech.
Obecnie Polska ma zawarte umowy na zakup prawie 100 mln dawek szczepionek przeciwko COVID-19. Szczepieniami w Polsce są objęci także cudzoziemcy: osoby uczące się lub studiujące, zagraniczni doktoranci, obcokrajowcy z zezwoleniem na pracę, dyplomaci oraz członkowie ich rodzin (współmałżonek lub dziecko) z prawem pobytu w naszym kraju.
– Wirus nie odróżnia, czy atakuje cudzoziemca, który pracuje w Polsce, czy Polaka. W związku z tym wszyscy obcokrajowcy przebywający w Polsce powinni być zaszczepieni. Dobrym pomysłem byłoby także podzielenie się ewentualnymi nadwyżkami szczepionek z biedniejszymi krajami. Joe Biden poparł ideę zawieszenia patentów na szczepionki po to, aby cały świat mógł się leczyć. Polska jest bardzo bogatym krajem na tle świata i gdyby wpisała się w tę narrację i zechciała podzielić się szczepionkami, byłby to wspaniały gest – uważa ekspert z Instytutu Matki i Dziecka.
Wykonano już szczepień 16,7 mln szczepień. Pierwszą dawkę przyjęło ponad 12 mln obywateli, a w pełni zaszczepionych jest ok. 4,8 mln osób.
Od 10 maja dostępna jest aplikacja, autorstwa Centrum e-Zdrowie, mojeIKP. Ministerstwo Zdrowia i NFZ zachęcają do instalowanie apki w smartfonach i tabletach: „zyskaj wygodny dostęp do Twoich e-recept i e-skierowań oraz możliwość szybkiej rejestracji na szczepienie przeciw COVID-19”.
Aplikacja umożliwia:
• szybkie umówienie terminu szczepienia przeciw COVID-19,
• łatwe wyszukiwanie e-recept i e-skierowań,
• odbieranie powiadomień o wystawionych e-receptach i e-skierowaniach, wysyłanych bezpośrednio na telefon; dotyczy to także e-recept i e-skierowań wystawionych dzieciom czy ewentualnie bliskiej osobie, która upoważniła Cię do swojego Internetowego Konta Pacjenta,
• wykupienie leku w aptece przez pokazanie kodu QR na ekranie telefonu (bez konieczności podawania farmaceucie numeru PESEL),
• sprawdzanie ulotki i dawkowania przepisanego leku,
• sprawdzenie, kiedy i gdzie odbędzie się wizyta na podstawie zarejestrowanego e-skierowania,
• pobieranie e-recept i e-skierowań na urządzenie mobilne w formie pdf z plikiem do wydruku, aby można je było wysłać do innej osoby przy pomocy np. poczty internetowej lub komunikatorów internetowych, takich jak SMS czy Messenger.
Więcej o aplikacji na tej stronie i niżej zamieszczonym filmiku promującym mojeIKP.
Fot.:Andrzej Bęben
W sobotę (15 maja) po raz pierwszy od jesieni 2020 r. będzie można zasiąść w restrukturyzacyjnych ogródkach. I to na dodatek bez maseczek, oczywiście z zachowaniem tzw. bezpiecznej odległości. Przed epidemią takie ogródki otwierały się 1 kwietnia. Będzie można chodzić na zewnątrz bez maseczki. Rząd poluzował rygory.
Co z tego wyniknie, to przekonamy się za parę tygodni. Przez kilka ostatnich dni restauratorzy szykowali ogródki. Młotki i wiertarki poszły w ruch! Na razie panuje radość ze zniesienia, albo zawieszenia, obowiązku zakrywania nosa i ust na świeżym powietrzu. Przypomnijmy, że są od tego wyjątki.
Maseczki trzeba wciąż nosić m.in. na cmentarzach, promenadach, bulwarach, miejscach postoju pojazdów i parkingach leśnych.
To, że od soboty (jak długo, nie wiadomo) otwarte są tzw. ogródki piwne, to jedno. Co najmniej tak samo ważne jest, że po półrocznym lockdownie ruszają także restauracje. Pewne jest, że wzrosną ceny w restauracjach.
Czy wzrośnie też liczba zakażeń, jak przypuszczają niektórzy wirusolodzy?
Tematem numer dwa, albo równorzędnym z „demaskowaniem” społeczeństwa są spekulacja, lub jak kto woli – rozważania, nad ewentualnym wprowadzeniem przymusu szczepień przeciwko COVID-19.
Sprawę do kotła dyskusji wrzucił sam minister zdrowia Adam Niedzielski, który w „Polsacie” oświadczył, że „na razie rząd nie rozważa wprowadzenia przymusu szczepień”. – Do tej pory do szczepień przekonujemy. Jak pokazuje historia i nasze doświadczenie, jest to dosyć skuteczna metoda, bo przypomnę – na samym początku akcji szczepień mieliśmy chętnych i zadeklarowanych do szczepienia mieliśmy na poziomie 37 proc. a dzisiaj ten parametr jest bliski 70 proc.
Wśród lekarzy coraz głośniej pojawiają się prośby o rozważenie wprowadzenia obowiązku szczepień przeciw COVID-19. Głos w sprawie zabrał wirusolog prof. Włodzimierz Gut, który nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania, ani też kar za niezaszczepienie się. W jego opinii takie posunięcia dałoby odwrotny skutek i dawałoby argumenty tzw. antyszczepionkowcom.
– Istnieje istotna różnica między obowiązkiem szczepień a przymusem. Obowiązek oznacza administracyjne wymuszanie, czyli karę, jaką może być na przykład mandat z Sanepidu. Wtedy wiadomo, że zapłacić trzeba, ale czy osoba, która mandat zapłaci się zaszczepi nadal nie wiadomo. Przymus szczepienia oznaczałby, jak było to w przypadku szczepień przeciw ospie, że jak ktoś nie chciałby się zaszczepić, to siłą byłby doprowadzany do punktu szczepień – wyjaśnia PAP prof. Gut.
Wrocławski zakaźnik i członek Rady Medycznej przy premierze, prof. Krzysztof Simon mówił w TVN: – Przymusowe szczepienia są dla dzieci. Przymusowe szczepienia ma każdy Polak, jak jedzie do Gambii, Zambii, Senegalu. Będę optował, że ludzi po 65. roku życia trzeba jednak przymusowo zaszczepić.
Co na to 65-latkowie i starsi?
Fot.:NET
Wiceminister zdrowia Włodzimierz Kraska, odpowiedzialny w resorcie za Państwowe Ratownictwo Medyczne, zalecił, by wszystkich pacjentów przewożonych przez pogotowie ratunkowe do szpitali poddawać testom antygenowym w kierunku SARS-CoV-2.
W piśmie wysłanym (7 maja) do wojewodów wiceminister napisał: „W celu usprawnienia procesu przekazywania pacjentów przez zespoły ratownictwa medycznego do szpitali, zalecam wykonanie w ramach medycznych czynności ratunkowych testów antygenowych na obecność koronawirusa wszystkim pacjentom przewożonym przez ZRM do szpitali, niezależnie od stwierdzonych objawów. Zalecenie nie dotyczy pacjentów ze zdiagnozowaną i trwającą infekcją wywołaną przez SARS-CoV-2. Proszę o przekazanie powyższego zalecenia wszystkim dysponentom zespołów ratownictwa medycznego z terenu Państwa województwa”.
Co takie zalecenie oznacza dla Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach?
Wyjaśnia lek. med. Wojciech Brachaczek, p.o. zastępcy dyrektora ds. medycznych:
– Dziennie wzywani jesteśmy do udzielenia pomocy, średnio licząc, ok. 700 pacjentów. Do szpitali przewozimy od 300 do 400 osób. To oznacza, że tyle testów będzie wykonywało się codziennie. Zwróciliśmy się do wojewody śląskiego o taką ilość testów antgenowych, która wystarczyłaby dla realizacji zalecenia Ministerstwa Zdrowia. I choć jest to zalecenie, to raczej pewne jest, że będziemy poddawać testom każdego pacjenta, którego mamy przewieźć do szpitala. Jeśli ratownicy medyczni zostaną wezwani do pacjenta, który nie wymaga hospitalizacji, a który wykazuje objawy choroby COVID-19, to taką osobę również będą poddawać testowi antygenowemu. W przypadku wykazania pozytywnego wyniku, taki pacjent zostanie przewieziony do szpitala.
Test antygenowy dla pogotowia ratunkowego kosztuje ok. 20 zł.
Fot.:pixabay.com
ECMO czyli Extra Corporeal Membrane Oxygenation jest techniką pozaustrojowego utlenowania krwi. To pozaustrojowy układ zawierający pompę oraz oksygenator, pozwalający zastąpić przez pewien czas pracę płuc i/lub serca. Zastosowanie tego urządzenia samo w sobie nie leczy niewydolnego narządu ale daje czas potrzebny do wyzdrowienia.
Technika ECMO jest bardzo inwazyjną i ryzykowną terapią i powinna być rozważona wobec wyczerpania innych sposobów leczenia, takich jak zaawansowane techniki wentylacji, leki wspomagające pracę płuc i serca, gazy wpływające na krążenie płucne czy zmiany ułożenia chorego.
ECMO jest jedynie protezą zastępującą pracę płuc i/lub serca do czasu, aż nastąpi poprawa funkcji tych narządów, pozwalająca na ich samodzielną pracę. Stąd podstawowym kryterium, jakie decyduje o zastosowaniu ECMO jest potencjalna odwracalność procesu, który doprowadził do niewydolności płuc lub serca.
Czas wspomagania może być bardzo różny i wahać się od kilku dni (np. przy ogłuszonym mięśniu sercowym wskutek zawału) do kilku tygodni maksymalnie. Z czasem pojawia się coraz więcej powikłań związanych z przewlekłym zastosowaniem układu pozaustrojowego, co ogranicza długość zastosowania takiego wspomagania.
Pacjenci z nieodwracalnym uszkodzeniem narządów zginą wraz z zakończeniem terapii ECMO. Dla niektórych chorych z niewydolnością serca szansą będzie zastosowanie innych, długoterminowych systemów wspomagania. Dla pacjentów z niewydolnością oddechową nie. Tyle teorii o ECMO.
Technikę tą stosuje się obecnie także w przypadku pacjentów covidowych w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu (SCCS). Na jego Klinicznym Oddziałe Kardioanestezjologii Intensywnej Terapii obecnie leczy się dziewięciu pacjentów.
Przed pandemią, w latach 2008–2018, metodą żylno-żylnego i żylno-tętniczego ECMO leczonych było łącznie 186 pacjentów dorosłych 18 dzieci. SCCS od 2008 r., czyli od czasu pandemii grypy AH1N1, przeprowadziło już ponad 300 terapii ECMO. Przed pandemią urządzenia były używane przede wszystkim w sytuacjach, w których przeprowadzane były przeszczepy serca i/lub płuc.
– To dla chleb powszedni. Prowadzenie pacjenta, rozwiązywanie tysiąca problemów, które pojawiają się w ciągu 3–4 tygodni terapii, to dopiero jest wyzwanie dla zespołu, dla pielęgniarek i dla lekarzy. Żeby mieć dobre wyniki, trzeba mieć doskonały zespół, a wyszkolenie i utrzymanie takiego zespołu kosztuje – podkreśla dr Ewa Trejnowska, specjalistka anestezjologii i intensywnej terapii SCCS.
Jakie są wskazania do zastosowania ECMO?
– Oksygenacja pozaustrojowa jest procedurą, która ratuje życie. Bez względu na to, jakie są wyniki leczenia, które, nawiasem mówiąc nie są w przypadku COVID-19 satysfakcjonujące, kwalifikacja do terapii ma ogromne znaczenie. W przypadku pacjentów chorych na COVID-19 pojawia się więcej trudności niż w przypadku pacjentów z poprzedniej pandemii – grypy AH1N1 – podkreśla dr Trejnowska w rozmowie z Medycyną Praktyczną. – Ok. 80 proc. pacjentów covidowych przechodzi zakażenie bez większych objawów i powikłań. Co najwyżej kaszlą i mają lekko podwyższoną temperaturę. 14 proc. chorujących wymaga wsparcia w szpitalu i tlenoterapii. Z tych 14 proc. pacjentów 5 proc. to krytycznie chorzy, bezpośrednio zagrożeni śmiercią. Obciążeniem, które jest przeciwwskazaniem do stosowania ECMO jest wiek. Są to również inne choroby towarzyszące.
Trzeba podkreślić, że ECMO, zwanych także sztucznymi płucami, używa się u pacjentów, u których zagrożenia życia sięga 80 proc. W 2020 r. mieliśmy ich w Polsce 47 sztuk. Jedno kosztuje ok. 350 tys. zł.
31 maja 2023
31 maja 2023
29 maja 2023